Świt
Świt cicho wdarł się na podwórka.
Niczym wytrawny włamywacz niepostrzeżenie
ominął kurniki i psie budy.
Drzewa ziewały i kłaniały się sobie
szepcząco się witając
Gwiazdy powoli zaczęły pakować w plecaki
swoje robocze uniformy.
Księżyc zmęczony przecierał swe oczy
denerwując się na wiecznie spóźniające się
słońce.
Uliczne lampy, jedyne kompasy jakby czując
swoją wielką rolę starały się świecić coraz
mocniej.
O biedne, chciałyby być takie jak gwiazdy
ale nie będzie im to dane.
Nie wszyscy oglądali swoje własne edeny i
hadesy.
Dwie sprzedawczynie przyjmowały chleb od
piekarza a najpilniejsze matki, których
dzieci miały iść do szkoły czekały na niego
w kolejce.
Pielęgniarka, wiecznie niedoceniona że
walczy o życie spieszyła się do swojej
pracy.
Może jest w tym jakaś niesprawiedliwość
dziejowa, że równocześnie bieda ludzka
obracała się na swoim łóżku z boku na bok
Ja tymczasem nim przywitałem się z chłodem
układałem włosy na wszelki wypadek gdyby
Ona miała na mnie choć przez chwilę
popatrzeć.
A potem ile mogłem słuchałem wciąż tej
samej piosenki Billa Douglasa.
Miałem nadzieję i wiarę, że dziś odmieni
się moje życie.
Czułem, że dzień nie może się piękniej
rozpocząć.
Komentarze (3)
...wzruszyłam sie...piękne to
jest...naprawdę...uff.czytam jeszcze raz, i jeszcze
raz ...super!!
Interesujące:)
Pozdrawiam.
Bardzo podoba mi się ten fragment prozy poetyckiej,
przeczytałam z zainteresowaniem. W piątym czytam
"robocze uniformy" bez "swoje", w siódmym
"przecierał oczy" bez "swe", msz te zaimki są
zbędne, ale może się mylę. Zamiast "że walczy o
życie" napisałabym "w walce o życie" w siedemnastym
wersie. Mam nadzieję, że nie uraziłam autora moimi
czytelniczymi uwagami. Miłego dnia.