Szczęście
Michale dziękuję za pomysła:))
Blask kontemplując porannej rosy,
łąką Małgosia idzie rumiana.
Wianuszek plecie by zdobić włosy,
czym na domyślność liczy Bogdana.
Że jej go skradnie bliżej wieczora
i swatów przyśle prędko w niedzielę.
Postrzał dostanie strzałą Amora,
po czym ślubować będzie w kościele.
Dzisiaj w remizie wielka zabawa.
Będzie z nim tańczyć słodko do rana.
Bluzka pomięta, zgnieciona trawa.
Ada z zazdrości łzami zalana.
Lecz nagle wdzięcznie porusza zadkiem
i swą twarz zdobi w szczęśliwą minę,
no bo zerwała całkiem przypadkiem,
czterolistkową cud koniczynę.
To jest znak szczęścia, myśli i wkłada
do ust roślinkę. Gryzie i łyka.
Tak trzeba zrobić. To jest zasada.
No bo inaczej szczęście umyka.
Po dwóch godzinach poczuła bóle
i noc spędziła siedząc na desce,
a Adzie Bogdan zgniatał koszulę
i nie chcę mówić co gniótł jej jeszcze.
Teraz Małgosia gdy idzie z rana,
i to jest dla niej pewnik niezbity,
sprawdza czy łąka nie jest pryskana.
wszak wie, że szczęście to zwykłe mity.
Komentarze (10)
Jednym słowem pieskie szczęście...pozdrawiam GP
Wywołałeś uśmiech. Dobrego humoru nigdy nie za wiele
zwłaszcza, w sobotni deszczowy poranek:)
Pozdrawiam
Marek
Ha ha ha ha
Gdyby nie te pryskane łączki
byłby ślub i złote obrączki ;)
Pozdrawiam z uśmiechem :)
Dzięki za uśmiech :)
Pozdrawiam
Ciekawie to szczęście na wsi wygląda...
Specyficzne poczucie humoru,
typowo Twoje, Sławku,
dobrej nocy życzę :)
No uśmiałam się tym spryskaniem łąki. Pozdrawiam
wesolutko :)
Ciut zezowate to szczęście...,
z podobaniem wiersza,
pozdrawiam serdecznie:)
z uśmiechem czytałam (myślę, że po jednej koniczynce
nie byłoby takich rewolucji)
Hahahaha- z przyjemnością i uśmiechem czytałam.
Pozdrawiam serdecznie, pomyślności:)
To musiała być jakaś cudowna koniczyna, skoro udało
jej się Małgosię zmienić w Marysię.