Szef kuchni - poleca...
felieton. konsumencka recenzyjka - proza
To było... - jakoś wczoraj, czy może dwa
dni – przed...
- Pojechaliśmy ze Sławkiem... - odebrać –
a wlaściwie – przywiźć z Konwisarskiej –
wystwiony na ulicę tapczczanik. - Po
bliższym obejrzeniu stwierdziłem, że będzie
– w sam raz: jak znalazł... (- tapczanik!)
- a w zasadzie – jego dla mnie istota –
idealna do mojej uzywanej i – wciąz w
dobrym stanie skrzyni - cudowna tapicerka
z secesyjnym wzorem... z obrysami --
stylizowanych i - kojarzących się kwiatowo
- pieknych lisci. – Całość - w rozmaitych
tonacjach brązów. - (- jak dla mnie...)
-Cacuszko! (w bardzo dobrym stanie) - i nie
koniecznie dla ubogich.
Poniewaz – dzień – aktywnie rozpoczęty w
południe – był pomyślny – poszlismy na
obiadek.
Sławek – według własnego smaku – poprosil o
de volaille. - Rzeczywiscie – wyglądał
zachęcająco: – zołcisty... - swirzutenki.
Na talerzu – bylo obficie – i smacznie.
Slawek nie komentowal – jednak wrażenie
miałem, że zagadnięty wcześnie kucharz
(przy barszczyku z uszkami - bezposrednio
przed pojechaniem po "tapczanik"), że
kuchrz - nie skłamał... - gdy wyraził sie
jak poeta – znawca słowa – i jak kucharz -
zawca kulinariów, "z masełkiem... –
powinien rozpływać się w ustach."
Bo... - kto – jak kto? - jesli nie
kucharz? - i kto ma go zrozumiec – jak nie
– konsument... - lub poeta. - Bo – jeśli
nie konsument? - to kto?..
Tak więc... - gdy usłyszałem.... -masełko –
rozplynęło mi się w ustach – i dlatego –
zachęciłem i tak zdecydowanego Sławka.
Wydaje mi się jednak, ze kucharz -
zagadnięty przypadkiem – nie opowiedział do
końca - na wyrazone przeze mnie wątpliwosci
- gdy usiłowałem dociec czegoś i ująć to
słowem... - bo nie byłym do końca pewien...
- "czy to - będzie "TO!"?" - Poźniej
dopiero - uprzytomniłem sobie... że pytałem
o jakieś jego "przesmażenie", (o dewolaja -
jakiegoś na miękko - czy na twardo) - gdy
po prostu - (zdarzyło mi się kiedyś) – i
dlatego usiłowalem dociec - bo zapraszałem
Sławka - i dowiedzieć się, czy dewolaj –
nie będzie stanowczo zbyt twardy – czyli –
w istocie – wysuszony... - bo i takie
doświadczenie – niestety małem... (-
konsumując) - nadmiernie długo -
niezabezpieczonego - czy moze – po prostu
– wymagającego leciutkiego... -
odświerzenia - niepotrzebnie starzejacego
się – "dewolaja".
- Dobrze jest – widzieć własnymi oczami
-wybór dań - jednak – także dobrze jest –
jeść niewyschnięte nadmiernie – i - co
zdarzylo mi się - jeden raz... - chyba
coś - zbyt dlugo - zdecydowanie i długo -
pozostające przestygnięte.
Moje zamówione z wielu znanych mi powodów
-pierozki (głownie dlatego, ze znane mi) -
zawsze - zdecydowanie - "bezpieczne" – no
cóż – były nadmiernie i niepotrzebnie –
lekko zimne, mimo, że takie - we włściwym
przeciez pojemniku – zdecydowanie być nie
musiały. - z duszoną cebulką -
przygotowaną w słodkawej nucie.
- Zapropnowanych jakoś dwuznacznie - czy
'dwuznacznie zachęcająco' buraczków lub
koleslawa - mimo propozycji – odmówiłem...
(– dziekując) – pani, która od dwoch lat –
uparcie sprawdza moje "podstawy
inteligenckie oraz kategorię ludzką" – a
takze (- niestety) - nakłuwając - moje
kulinarne upodobania - wiedzę i
niewiedzę... - i odpornosc na głupotę,
nie do końca ukrywaną kpinę – i "prieżdie
wsiemu" – na lekceważace – obrażanie
klienta ( bo – jakiego dla niej "gościa" -
nawet przypadkowego "gościa") - który - " z
natury – urodzony prostakiem" – ma łyknąć –
to i takie - jakie ona zechce mu wcisnąć –
nizaleznie od ewentualnego pytania co do
któregoś z dań – proponowanych ponoć – i do
wyboru... i mogacych być przygotowanych –
rozmaicie. k
Kurczak zresztą (- zwykle "u chiśnskich
wietnamczykow") - zawsze - i z całym
zapewnieniem - sprzedawany jest 'w pieciu
smakach" - niezaleznie od tego, z czego
jest ten kurczak - i jaki ma smak.
- A - i owszem - moze być pięć smakow -
pięc pysznosci - ale - o tym - kucharz z
tego baru (- ani moze nawet jego prawdziwy
prowadzący "przedsiębiorca") - zwykle nie
ma zielonego pojęcia - lub - jedynie ze
slyszenia - czyli - czysto - teoretycznie.
- I wie o tym - każdy - kto kosztował - z
prawdziwej chińskiej kuchni - tez
zankomitej - starej - według wzorów i
smakow (tych samych) - wciąz pozostających
- istniejąych takze wśród nich - mimo
nieistnienia Cesarza Chin.
No cóz – "panienka"... - co najmniej od
minionej wiosny (wczesniej – długi czas -
nie zaglądałem - bo i nie stać mnie...) -
ma dziwne upodobanie ( a może przypadłość)
– do odpowiadania – wyłącznie w zaleznie od
swojego chumoru lub stosownie do stopnia
aktualnej "ignorancji" - i ignorowania
określonego klienta, leciuto tylko – tak w
sam raz – aby odczuć jednak... - jej
wyzszość - chyba z racji "dysponownia"
jedzeniem - lekiej pogardy (nieukrywanej
czasem) – i lekceważenia... - może jedynie
do mnie – chyba jednak głównie – jej
wlasnej newiedzy i pomyłkowo chyba
wykonnywanej pracy – lub po prostu – z
życiowgo przymusu – bo – "chciałaby..." –
ale częgos zupełnie innego. No cóż –
powołanie – jak i poczucie powołania – nie
zawsze udaje się spełnić. - Tak czy siak –
mam wrazenie – ze mną – nieco widocznie –
"odrobinę" conajmniej... – pogardza - jako
konsumującemu - czasami - (niestety - tylko
czasami...) w zwykłym - bistro. - Moze z
powodu - czasami... - dawanych napiwków –
na ktore ona – zdecydowanie nie
zasługuje... - Tak więc – przynajmniej
mnie... – niegdyś – bywającego (takze z
kimś) - kazdego dnia – obsluguje -
czasami... - tylko czasami rodzajowo -
nieuczciwie i - to takze bywa -
lekceważaco...
Jednak - Sławek – otrzymał to – czego
chciał - i czego słusznie chyba
oczekiwał... - Zjadł zapetytem i chyba
musiał być rzeczywiscie - z obiadu - i po
obiedzie - zadowolony. - Zaproponwa lody. -
Tuz obok – na miejscu, gdzie lody
sprzedają mlodziutkie dziewczyny (miłe i
młode Panie) - z uszanowanem!.. –
zatrudniane w tej samej firmie – dla
obsługi – sprzedaży – i ku zadowoleniu
klijetów .
– Ku zadowoleniu...
(- nas) - miejscowych - (głównie, ale nie
tylko z osiedla).
- Tak samo – jak dla zadowolenia nas - (ale
i zatrudnionych pracowników) – jest
przeciez - z całym szerokim wyborem - tenże
- z lodami... - "Słony Migdał".
Dziewczyny (- od czasu startu z lodami -
przed kilku laty) - były i są! – z czasem
bywaja znajome... - i - czasami tak
myslę... - po prostu - lub - wręcz!... -
wakacjowe!: (- usmiechnięte - świerzo
upiecznone maturzystki – lub młodziutkie
studentki.) - Wszystkie – takie, że... –
ach! - zupełnie jak 40 lat temu... - w
lodziarni w Bukownie (a jedna... (- a moze
- dwie? - trzy? - no... - ups!) (- dajmy
spokój! - bo stary jestem) – jak ta sprzed
lat – ta sliczna... - i cudownie opalona i
usmiechnięta – poznana na wakacjach...
przed laty - na polu namiotowym – w Ustce.)
- To było bardzo dawno, ale - wakacyjne
przygody... - to się pamięta.
- Dziewczęta – przyjęte - - jakby
naturalnie chętne do dobrej – czasami z
koniecznosci do wytężonej pracy - czasami
traktowanej jako wakacyjna przygoda -
czasami - będącej początkiem czegoś
bardziej nastałe - czyli - po prostu -
czasami - na dłużej. –
tak bywa wszędzie - a czasami - takze w
gastronomii - np, w gastronomii wiekszej -
gdy pora kawiarnianych czy restauracjnych
ogrodków. - Miłe i młode...
(ekspedientki?) - przyjazne.. - i bez
nieptrzebnych - "zbytecznosci: - czarne
maseczki... (od których przecież czasami
musimy odpocząc) - a nad nimi - one - kazda
z nich... z oczami - właśnie... -
uśmiechniętymi - i otwartymi szeroko – na
cały swiat. - Nawet dla – takich jak my –
doswiadczoncych – i "zmęczonych przez
życie". - ale wciąż - czasami...
- "aktywujących się" – emerytów.
- Jednak... - w trakcie upalnego i
wytężonego dnia - bywa niełatwo. - i (-
dobrze to wiem) - czasami - nawet - jednie
skupić się trzeba nad nalożeniem
odpowiedniej "galki" - bo - nawet usmiech -
zwł. - odczuwnie koniecznosci - i... -
'przylepiony usmiech' - szczególnie
męczy.
(dlatego kazdy z nas - unika koniecznsci
prylepiania sobie - na usta - czegokolwiek
- zwłasza - gdy upał, zmęcznei czasem i
pospich - i gdy jest mu już tego czasami -
po prostu "zbyt szybko" i czasmi - "zbyt
wiele".)
Bywało gorzej... - gdy musiał kto - witac-
i drzwi - "limuzyny" o twierac z uśmiechem
- i w tempie "automatu do serdecznsci" - a
spotykał się - np. z agresją - wymagająca
powitań (- powiedzmy...) - i "serdecznosci"
- wyrażanych - "po meksykańsku". (- tak -
po hiszpańsku chyba... - - "buena vista"? -
astamaniana?)- tak! - to bywa czasami
męczące)
- A lody? - zawsze są dobre i wyśmienite
- szeroki wybór. – Ach!
– moje były – cytrynowo-migdałowe – i
kolorach błękitu... - pomyslałem
sobie...
- jakoś tak - i powiedzialem do Sławka... -
oblizyjąc to cytrynowe...
- "Nibieskie, jak oczy Matki Boskiej".
- Tak wię – Sławku – zdrowie fundatora!
- i lodziarza! - i... - dziwczyn... - "od
podawania lodów":))) (- sory diewczyny) –
taki jestem: błazen i wesołek (-
czasami...) - ale i marzyciel – i
wielbiciel – wzystkiego, co smaczne – lub
wesole... - wistocie... - całkowicie
niezłośliwe (- i piękne.)
Ale – nie zawsze jest I-go Maja – i nie
zawsze jest – św. Walentego...
Dzisiaj – po telefonie – wybrałem sie na
działki... – po łóżeczko polowe – tudzież –
inne i niepotrzbne komuś rzeczy. - Po
drodze - spojrzalem na tablicę – menu:
"letnia zupa z kurkami"... – to mi się
wydało (– póki co – po samej "lekturze") –
jak na słoneczny poranek – bardzo niezłe i
zachęcjące.
W zestwie dnia (– super) – 6.50.
- Zupka była – rzeczywiscie – smaczna.
Kureczki (dzień 31 maja) nie były - jak
dowiedzialem się... - "latosie" ( bo tak
własnie zapytałem...) - Czasami ciekawy
jestem... - "co w strawie piszczy" - oraz -
ewentualnie - "co slychać? (- w lesie)" - w
naszym lesie, z ktorego do Kreatorow -
włąsnie kurki - przynosił - mój kolega (- i
nasz portalowy kolega - sw.p. Zbyszek {S.}
- takze - Nomen Omen {?} - poeta....).
- Więc - jak ustalilismy... -kureczki nie
były "latosie".
- Chyba jednak nie były z zamorożenia (- co
zreszta nie powinno przeszkadzać) - bo
świrzuteńkie kurki – przeciez możemy juz
mieć - przez cały rok.
- Tak więc - zupka – była... - lekka w sam
raz – i bardzo smaczna. Z każdą łyzką –
smakowała coraz bardziej. Przypomniała mi
się - bo rzadko bywam... – smakowana
zeszłego lata – "włoska" i "grecka". - Ta
ostatnia – z oliwkami i z zieleniną
winorosli. - Pora była w sam raz –
wakacyjna – i najbardziej odpowiednia dla
lekkiej zupy - oraz do cięcia swierzych i
młodziutkich – (i zbytecznych dla uprawy )
– pędow roślin - a liści - znakomitych do
letniej zupki... - zwłaszcza - do
greckiej... - "w sam raz".
- Zachęcony - tą letnią z kureczkami – jak
i wtedy - poczułem apetyt... - i -
(zachęcony) - jak i wtedy – zdecydowałem
się – kontynuować.
"cielęcina w sosie żurawinowym" – danie –
polecane przez szefa kuchni.
– To powinno być – zdecydowanie – co
najmniej – "pozytywne" – jezeli tego dnia –
nie udało sie lepiej...
Nie wiem – dlaczego – kucharz – ktory
potrafi – doskonałosci ( ach (- kiedyś!) -
zraziki! - czy ostatnio – i raz (i dwa) –
wybitny wręcz chlodnik) - dlaczego szef
kuchni - poleca czasami, coś – co nie jest
tym - co on poleca – albo - zdecydowanie
na to nie wygląda. - Swego czasu – bo
rzadko bywam, a jeszcze rzadziej proszę o
nico droższą z potraw – zamówiłem – takze
polecane przez kuchnię – (przez jej szefa)
– polędwiczki. - Nie wiem, jakie to było
mięso – czy mięsko - ale – zdecydowanie nie
były to "plędwiczki" – ani żadna –
jakakolwiek polędwica. - Przypadkiem - nie
zjadłem - z roznych powodow - tak
absolutnie do końca. – Po częsci - dlatego,
ze oczekiwałem jednak czegoś czegos
zupełnie innego. – Pytałem zresztą... – aby
potwiedzić - to czego od polędwiczek i
polecajacego szefa kuchni oczekiwałem – czy
mięsko bedzie miękkie – choć "plędwiczki –
w sosie" (- zwłasza (przygotowywane "w
sosie" w odróznieniu od -" mięsa - z
sosem") – powinny być – mięciutkie.
Przypadkiem – a może nie przypadkiem - nie
lubię chodzić, ani jeść w protezie – co mi
– nie powinno przeszkadzać... - przy
mięciutkiej polędwiczce – ktorą zgonie z
potwierdzająącą odpowiedzią – powinienem
otrzymać.
- Tak i tym razem: chyba - ta sama , że
tak powiem... – "pani podająca".
- Porcja była obfita, - a ja - doskonale
wiem, że nie zawsze wszystko wychodzi –
nawet kucharzowi – dokłanie tak, jak
chciałby - i – co oczywiste – każdemu on
smakiem - przygotowanym ogólnie... - "dla
wszystkich"(- co w pewnej mierze - jest
takze, bo - w jakiejś mierze być musi -
takze w bardzo smacznych - zwłaszcza
dużych restauracjach) gdzi kulinaria - po
prostu - przyciagają... - ciesząc sie
powodzeniem - więc i dużym natężeniu (-
klienta) - i wielkiej kuchennej pracy. - I
to - nie przeszkadza - aby kuchnia moglabyć
znakomita i powszechnie pochwalana - nie
przez głupotę. - Wiem także, że kazdemu z
osobna smakowi (- jak i snobowi:))) - nawe
nalepszy kucharz - nie dogodzi...
- Sos żurawinowy – do mięsa –
rzeczywiście... (– chyba może - i powinien
być – w sam raz.) - Jadłem po raz
pierwszy... - więc – smaku - poza
wyobrażeniem - nie znam i porównania
odpowiedniego dla odniesienia – takze nie
mam... - więc?.. – nie musi mi najbardziej
smakowąc, ale... - mięsko? - to - mniej
wiecej - jak kazdy - kazdy chyba trochę
zna... - "cielęcinka" przecież! (- ale - w
menu - odpowiednio - nie bylo żadnej
aluzyjnej glupoty - więc - stało - to - po
co przychodzi ktoś - kto po prostu -
czasami chce smacznie zjeść( właśnie
"cielęcina" - dlaczego nie? - może być
także "cielęcinka") - choć czym by ona nie
była (- i jaka) - niektorzy - i tak bedą
spożywać... - z braku kasy lub z braku
towarzystwa - w samotnosci:)))).
- Nie twierdzę, ze znam wszystke partie
cielęciny – i wszelkie sposoby
przyrządzania.
Na talerzu były mięsne rolady –
zdecydowanie rolady ( bo dlaczego nie?) –
zawijane z ze zdecydowanie - (jak uznałem)
- więc (- jednak... - "chyba") ze skórką –
a – jezeli tak – to zdecydowanie według
mnie - nie cielęcą. -. Kurczak to nie był,
ale zapowiadane - istniejąe w menu - rolady
- miały być - "drobiowe"...
- Więc... – nie wiem...
- Ale - niestety...
- nie zjadłem - bo może nie wim co - ale -
bylo zdecydowanie - jak dla mnie?
-niesmaczne - więc - po spozyciu częsci...
- odniosłem na tacy - właśnie -
zniesmaczony. Nie do końca wiem - dlaczego,
ale - po prostu mi nie smakowało:
zdecydowanie - nie smakowało... -
całkowicie - niedorownując - - co najmniej
- zawsze smaczemu kotletowi z
mielonego mięsa - podawanego rozamicie - i
po prostu zjadanego z normalnym (czyli
prawdziwym) apetytem i zadowoleniem - z
posilku - choćby ze schabowego kotleta - w
ramach stanardu - "danie dnia" - w cenie 16
zl. - wraz ze smaczną porcją zupy - według
wyboru: na miejscu - lub - na wynos.
- Przez długi czas jeszcze - odpoczywjając
w "zielonych krzakach" - odczuwałem to... -
przy koniecznym w takiej sytuacji piwie -
odczuwalem - to trudne do okreslenia
neprzjemnosci w zołądku - i lekkie - nie
zmuszające jednak do wymiotow - mdłosci. (
dziwna historia) - nie pojmuję. - Dziwna
historia , ktorej przyczny do konca
kmpletnie nie rozumiem.
- Owszem - po piwie - tak jak i mialem
nadzieję - całkowicie przeszło.
(ufff!:)))))
Nie wiem, nie znam się... - na
kulinariach – ale życie - znam w stopniu
minimalnie wystrczajacym – a gastronomię -
najrozmaitszą – od wielu lat – i z różnej
strony i perspektywy.
- Co raz – mam wrażenie, że - zwłaszcza –
jadna z pań, ma moralne (- i jak się
zdaje - swiadomosciowe) mocne podstawu –
do uważania siebie - za "gastronomiczną
wyjadaczkę" – "gurującą" - a
przynajmniej... - usiłujcą się ku temu się
przymierzać - aby wiedzięc lepiej... -
niezaleznie od tego, co wie - i czego nie
wie - aby starać się udowodnić klientowi –
a moze szefowi kuchni, kucharzom – i całej
załodze (- i pracodawcy ) - że - klient –
to frajer, a gastronomia – i cała jej
sztuka – polega na żerwawaniu – na
"frajerach" i klientach – uwazanych za
frajerów – lub ktorych – wciskając ciemnotę
– i dowolny kit – potraktuje się - ochłapem
czyjejś cynicznej ignoranji.
W wielu sprawach – mylić sie moge – ale –
gasronomicznych "cwaniaczków" – takze znam
– ich debilny cynizm i poczucie "władzy" -
i poczucie - "frajerstwa" innych...
(przypadkiem konsumentów, czasami -
przypadkowych konsumentow) - i własnej
wyższosci.. - bo "pracujących" – w
gastronomii.
To -"Kreatorom..." - jak sądzę – nie grozi
– bo mają duży i myslę ze dobry katering,
- ale – owszem – widziałem – co najmnie
kilka – niezłych lub nawet świetnych i
doskonale prosperujacych przedsięwzięć -
takze gastronomicznych, które pochyliły się
do upadku – a nawet zakonczonych upadkiem –
próbami zmiany profilu – a jednak –
czasami – ostatecznie - upadających
finansowo: przesiewzięc pracodawcow i
pracowników - gastronomicznych - ale takze
i innych. - Czasmi zupełnie niepotrzebnie -
i ze szkaoda dla wszystkich.
- Powód był zawsze ten sam – czyjś cynizm,
ignorancja i pogarda (ukrywana lub nie) dla
konsumenta - ale – najczęściej – także dla
pracodawcy i pracownika - i - czasami
uparta niechęc – jak to mowią w gastronomii
– do jedzenia... - "pożytków" – małą
łyżeczką.
- Niektore z tych zakładów - trwały jeszcze
jakis czas. Ale – zaglądali juz do nich...
– już tylko nieświadomi.. - a do – innych
– specyficznych – coraz rzadziej
spotykani... - bogaci i pijani idioci.
C'est le vie!.. - "panienko z okienka". -
To ja – "Jarząbek!" - Mowię wprost: nie
wszysto – co nazwie się smacznie - jest
smaczne – i nie ze wszystkim smakuje, nie
jest - "w sosie" - jedynie to , co jest...
- "z" (- wlasiwym lub niewlasciwym) - (z)
- "sosem", nie zawsze jest wesooło - z
kogoś – (i takze nie wszystkim). - Nie
kazdy kit mozna kupic – lub - łyknąc – i
zjeść. - Nawet – jeżeli to jest - tuż –
obok domu – np. - obok... – w świetnym
bistro - przy Admiralskiej i Czerwonych
Berwtow – nawet u Kreatorów Smaku.
- Ale - to ostatnie - to już uwaga - (i
złosliwość) - takze o charaktrze ogolnym -
nie adresowana do dobrej zalogi (-
jakiejkolwiek dobrej zalogi) - a przypadki
osobiste - klinta - jak i tego czy innego
pracownika - to dwia strony jednego medalu
- ktorym posłuzyłem się... - jedynie jako
pretekstem - uwagami - zaintresowanego
swoim najbliższym otoczenie -
zdesperowanego miezkańca - sasziada - a
czasami klienta.
tak mysle sobie. że - przecież... - "w
sosie" - to nie to samo, co "z sosem", ze
"grilowane" - na sucho (vel: na sztywno) i
bez przypraw - nawet - z "sosem
najlepszym" - nie zawsze zostanie zjedzone
z apetytem, że "na sosie" (przygotowane -
lub - podane) - to zupęłnie inne sprawy -
i... - że częśc z nich - znajduje czasem
bardzo dobre zastosowanie - nawet - w tak
czasami nazywanej... - "prostej"
gastronomii.... - - typu "bistro" - w
ktorym szamnuję się podstawy wszelkiej
gastronomii: konsumenta (będącego czasam
restauracyjnym gościem), szefa kuchni i
całą załogę, która - jako calość - wraz z
pracodawcą - realizuje to samo
przesięwzięcie - inicjowane i prowadzone -
po częsci (- lub wyłącznie lub - przede
wzystkim) - zgodnie z możliwosciami - takze
z mozliwosciami i oczekiwaniem klienta - z
szacunkiem i sympatią dla niego ( i nigdy -
wbrew) - i - czasami - z możliwym
doskonaleniem: załogi, produktu - i jego
odbiorcy - czyli najblizszego biznesowego i
pozabiznesowego otoczenia.
- ale – szkoda mi trochę, że nie zawsze
można dobrze zjeśc – w niewysokiej cenie –
obok domu...
- No - cóż ( fakt - jest faktem) - ubogi
jestem...
31. 05. 2021 r.
PS. - kilka dni po... (w tzw. Boże Ciało -
i di najbliższe) szhabowy byl duzy i
smaczny - jadlem - początkowo glodny,
pożniej przez łakomstwo, - a później - to
chwilkę odsapnalem - i stwierzilem ,ze
jednak nie dam rady. pozostal - "kusoczyk"
- jak z bialoruska mawiała babcia znajomj
sasiadki - pozostał "kęs" - smacznych
ziemniaczkow (piuree) i odrobina bardzo
smacznej - przygotowanej tym razem
surowkowo - młodej kapuski. - dlugo i wiele
opowiadal nie bede; wszstko - od jarzynowej
zupki - zjednonej przy grillowaniu - jak
najbardziej - w cieplej porze - takze na
letnio - czyli w klimacie - i w "pokojowej"
temperaturze , a drugiego dnia - tosmy się
- przypadkiem raczyli z Kuba - tym, co On
lubi - i ja... - A czym - to nie powiem...
- ale - chyba byl serek... - i na pewno
pomidorek - plożony wierzchem na koniec
smażenia - i bylo bardzo smacznie.
C'est lavie - na tym koniec- bo przejadlem
już wszystko - a czynsz zaplacić
trzeba.
tak więc dzisiaj - chyba zjem ogorkowa )
nie mylić z Magdaleną:))) - ani z
Magdą:)))
- ogórkową wlasnej roboty (ktora takze
lubię) - i kielbaskę - przyniesioną z
grilla u Marcinow... - z ziemniczkami...
(moze talarki) - i z pomidorkami, ktore
takze mam.
po co jest - kucharz, gastroniomia - i jej
obsluga? - po to, zeby mozna bylo smacznie
zjesć... - - konsument - po to takze - aby
miał im kto - zaplacić - a gryzipiorek -
aby - takze mogl zjeśc i zapłacic, aby -
kiedy sam - mogl sobie popatrzec, a moze
się glupio pogapić - aby mógł - coś sobie
sobie czasami napisać. - niech kazdy ma -
to co lubi - jeden gotuje, drugi robi co
innego - a ja lubię sobie czasami coś
popisać. kazdy robi coś - z jakiegos
powodu; dla piniędzy, z zamilowania - z
koncznosci - po coś... - dla czegoś - dla
kogoś... - nie pytaj - po co? - czasmi - do
końca - niewiadomo. - a poeci - dość często
- mają w sobie troszke - lub więcej -
proznosci... ale i odrobinkę doswiadczenia
- jak kazdy - takze czasami odrobinkę
smaku.
Komentarze (3)
Michale! - jednak: codo dania nieschodzącego - i
dlatego - "polecanego" - przez szea kuchni: w lokalnj
- nie polozonej w tłumnym - przelotowym miejscu - np.
osiedlowej gastronomii- takie coś - kończy się
-szczególnie zle - dla zakłau gastronomiczego, szefa
kuchni - i dla lokalnej klienteli, Gasnące - wtym
przypdku -lokalne prosperity- trudno oprzec na
ponawiamych wydatkach 0 i mykach - reklamowych...
Nazwa produktu - musi odpowiadać rzeczywistosci - i
nawet stosowanie mylących" nazw wlasnych" - nie moze
być podstawa do obrony - przed roszczeniami klientów -
roszeniami - mogącym polegąc - nie ttylko na
reklamacji - ale i odpowiedzalnosci - odszkodowawczej
- względem klienta - ale - takze - względem
niezorientowanego - czasami oszukanego - pracodawcy -
przesiębiorcy. W miejscach - pelnych przepływajacych
ludzi zwł, coraz innych ludzi - zwłaszcza pełnym
przypadkwych turystow... - moze być to ucieczką przed
stratą - ale musi być to jednk przemyslane w sposób
nieidiotyczny - bo - owszem - przeciętnemu
europejczykowi - czy - polakowi - mozna wcisnąc w
razie jednorazowej potrzeby - mięso z kangura -
zamiast ogona krokodylowego - a'la filet, ale - jezeli
smakowo będzie paskudne - to i tak - klapa.w miejscach
- turystycznych - zw
Co do urody... jak i uśmiechu... osoby - trudno -
osobę dojrzałą i bez zauwazanego wdzięku - trudno taką
osobę nazywać - "dziewczyną"- czy - takze - w
jakikolwiek sposób - jakąkolwiek "panienką" - co
-odpowednio postawione - dla mlodziutkej osoby - moze
- nie musi być mile (lub budujące - w przypadku -
takiej - jak wspominana - osoby nieco dojrazalszej - w
inny sposób - byłoby - gołosłowne, a moze zupelnie
niuzasadnione.- Co najwyzej - ironicznym - obdarzyć ja
mozna - ironicznym nawiązaniem do swietnego filmu
sprzed lat... - "panienką z okienka" -i jeli kto
potrafi - takim - czyli ironocznym uśmiechem. - A lody
- jak i sprzedające je "dziewczyny" - bezposrednio do
nich - mimo moego zepsucia bliskimi realcjami z
mlodymi ludżmi -jesli już - to racej zwracam się z
sympatycznym chyba - "wprost": "Miłe Panie" chyba
sympatycznym zwrotem, do którego czuję się jakoś
upowazniony - wakacyjnym nieco miejscem... - ich
usmiech i witalną mlodocscią. - Chyba to jest jakies
upowaznienie.
Pozdrawiam serdecznie Michale:)
PS.: A (nawet to samo) danie podane przez uśmiechniętą
miłą i ładną dziewczynę smakuje znacznie lepiej, niż
gdyby podał je wyniosły, skrzywiony i znudzony kelner.
Trzeba umieć czytać menu. "Szef kuchni poleca" w
bardzo wielu knajpach znaczy po prostu tyle: "to danie
nam nie schodzi, więc chcemy je wypchnąć, żeby nie
mieć strat". Ja zwykle w knajpach staram się zamówić
(jeśli jest) jakieś danie z dziczyzny. Gwarancji, że
będzie dobre oczywiście nie mam, ale mam przynajmniej
gwarancję, że będzie świeże. Dziczyzna to na tyle
drogie mięso, że kucharz nie przygotowuje 5 porcji na
zapas, tylko zaczyna robić moje danie w momencie, gdy
złożę zamówienie. Może przez to nieco dłużej czekam,
ale mam mniejszą szansę, że obiad mi zaszkodzi.