Szept z bocznej nawy świątyni...
Może i nie bezpowrotnie
odwraca nas czas
żywioły odmienia
może tylko do pewnego czasu.
Widzę ślepy, gdy widomi nie widzą.
Słyszę głuchy, gdy słyszący tańczą.
Czuję ostry ból, chociaż jestem taki
tępy.
Dzisiaj ona - zimna władczyni ognia
wędrująca wraz z wiatrami aż na szczyty
gór.
Dzisiaj ja - oczyma pełnymi wody
mam gasić ją na chwile tylko odrywając się
od ziemi.
I coraz głośniej śmiać się będzie
diablica.
I coraz ciszej szeptać będzie ten
aniołek
do którego wzoru na plakacie tak nas
porównują.
Zbyt doświadczony życiem
by zakładać z góry, że to źle.
Zbyt daleki końca
żeby się tego nie bać.
Już coraz śmieszniej drę mordę
szczycąc się swoją niemodną męskością.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.