Milczenie
Koszmary prześladują mnie
A zarazem są mi niezbędne jak ptaki
Jak ptaki których słucham
Gdy rano jadę rowerem zbyt blisko morza
I słyszę jak wieje wiatr
Przynoszący letnią burzę
Gdy zmienia się pora dnia
A wtedy znów
mieszkam w chatce z zielonego mchu
Pod drzewem utkanym z wiatru
Zachmurzonym cieniem liści
Prowadzących cicho swą rozmowę
Z niewidzialnym Panem Bogiem
I tylko ja nie rozumiem słów
Tylko cichy słyszę szum
Wciąż ten sam
Gdy wszechmocny milczy do mnie
Jak rozpalony ogień
Albo od sosen
Przez które szedłem będąc dzieckiem
Przez zielony las
Pełen zapachów
I odgłosów
I kłującego igliwia
W bose podeszwy stóp
I ręce odgarniające igły
By zerwać maleńkiego maślaka
Przytulonego
I do życia i do mchu
Tak mocno, jak ja
Nie robiłem tego
Nigdy
Lecz teraz nie mam pamięci w snach
Tylko pustkę
I wołam na próżno
Bo czas jest ten sam
Bez zmian
W ogóle
I ta ciemność
I ta burza
Więc nie mogę im
Ulec...
I gdyby tylko mogła spaść
Jeszcze raz może jakaś łza
lecz nie będzie już tego
tylko ciężar przemijania sekund
zostanie
aż umrę
od niego
Komentarze (2)
Dobry monolog
jestem na tak;
Prowadzących swą cichą rozmowe
Z wszechmocnym // napisałabym tak =
Prowadzących swą cichą rozmowę
Z Wszechmocnym
------------------
a całość wpada w refleksyjność tak głęboko, że aż czuć
ten strach peela.
Skądinąd - śmierć należy przyjmować jak nowe życie -
normalnie bez strachu. Niektóre ludy nawet to robią z
radością, że już dusza tu się nie męczy, uwolniona od
cierpienia.