Tamte noce
Sny kapały z nieba wieczornymi gwiazdami
gdy wzrok i słuch odpoczywały dopiero,
a białe ręce czule co noc obejmowały
poduszkę,
w letargu chwilowym sądząc, że to kochanek.
Sny były piękne, małe i ogromne
gdy oczy widziały przez zamknięte powieki
i dudniło z oddali przejmującym kołataniem
serc
przetaczających krew z kochanka do
kochanki.
Sny były, jak pchły przyskakujące
nieregularnie, co któryś z rzędu wieczór
i odfruwające wczesnym rankiem
niepostrzeżenie,
jak białe roztargnione gołębie pocztowe.
Tylko gruchanie ich ciągle mi w głowie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.