A to jeszcze lato
Różne bywają domy, Różnych lokatorów mają. Ale wszyscy chcą żyć.
Chciałem w pole wyskoczyć, Jamnik uszy
opuścił,
Chce nad dziwną powęszyć, wzrok proszący mi
rzucił.
Na przygodę postawił, bo tam tak jest
ciekawie,
Mnie starego oszwabił, będzie tropił po
trawie.
Chmury ciągną deszczowe, wiatr skowycze z
rozpaczy,
Zrywa liście olchowe, trop jesienny już
znaczy.
Mirabelki wyniosłe, dzieci swe
odrzuciły,
Leżąc gniją żałośnie, osy sok z nich
wypiły.
Dalej głogów chryzolit, zdobny rubinów
blaskiem
Traci lata koloryt, w deszczu porasta
smutkiem.
Nad rzeką gdzie gąszcz wielki brzóz i olch
rozświetlonych,
Już dojrzały węgierki pośród krzaków
zielonych.
Biorę jedną do ręki, owoc słodki
rozrywam,
A tu krzyk robi wielki i pod boki się
trzyma.
To biała, rozgniewana owocówka wyzywa:
- Jakim prawem? Ja pana! Ja tu już pierwsza
byłam!
To jest mój świat jedyny! - Odwaga mnie
puściła.
Owoc ten robaczywy, lokatorka niemiła!?
Na trawie położyłem. Po co mi
robaczywka.
Dom jej przecież zniszczyłem, Bo to dom
taka śliwka.
K. Puchała
Dla spacerowiczów wybierających nieudeptane szlaki.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.