Trasa nr 4
Turystom;)
Obolała moja głowa,
kiedy za chuchała sowa.
Koguciska brakowało,
kiedy rano słońce wstało.
Wydawało się być jasno,
i cudownie, niezbyt ciasno.
Etap mapy zachowano,
mapę w plecak spakowano.
Wyruszono na podboje,
pies jedynak, ludzi dwoje.
Rozpoczęto trasę piękną,
rowerowa i ponętną.
A tak nagle szlak łagodny,
przybrał obraz niespokojny.
Po wysiłku godzin kilku,
na polanie się rozsiedli,
wodę spili i pojedli.
Można myśleć i tak było,
że co gorsze już za nami.
Otóż mili i kochani.
Tak jak w życiu tak i w górach,
człowiek nie raz buja w chmurach.
Przeżyliśmy dziurę w kole,
trochę nudy i pokorę.
Zapalona w dalszą trasę,
rozpędziłam się pod lasem.
Niestety po prawej stronie,
czekał niecierpliwy kolec.
razem z kolcem, braci kilku,
siostra matka tak bez liku.
Powbijali się w me ciało,
tak że krzyku mi się chciało.
Można myśleć że płakałam,
a ja w trasę pojechałam.
Szlak zgubiłam, buty zdarłam,
ale tylko raz upadłam.
I spotkałam tam na dole,
ludzki uśmiech, psa niedolę.
A już dalej pisać nie chce,
ciekawości Was połechce.
Komentarze (1)
Naprawdę fajnie się czytało! Czekam na c.d :)