Trudno być bogiem
W ciemnościach wielkich spowite me ciało
Lecz dla mnie prawdy wciąż tej jest zbyt
mało
Wciąż nie wiem kto moim wrogiem
Czyż on nie stoi może za rogiem?
Ileż sztyletów w plecy dostać muszę
Bym wreszcie uznał tego katusze?
Czy muszę w końcu paść na kolana
By zabolała mnie stara rana?
Czy uznam wreszcie grzech jakiegoś
człeka
I powiem mu w twarz co go w życiu czeka?
Czy odnajdę w sobie garstkę odwagi
I nadam życiu wreszcie powagi?
Czy mogę skraść ludziom ich wielkie
marzenia
I wpuścić jak życiodajne sole do mego
istnienia?
Czy mogę wrzasnąć że się odrodziłem?!
Czy mogę powiedzieć że już tu kiedyś
byłem!?
Czy mnie uznają ludzie jakim jestem
Czy życie tamto było tylko testem?
Czy wreszcie ludziom mogę to powiedzieć
Czy oni sami powinni to wiedzieć?
Czyż nie powinienem wszystkim znów
wybaczyć
I ciało swoje na Krzyż znów zahaczyć
By po lat tysiącu nade mną płakali
I o me przyjście codziennie błagali?
Ale czy wtedy to się znów nie stanie
Ze nikt nie wyjdzie mi na powitanie
Znów sam po globie musiał będę chodzić
i na końcu w krwi swojej jak zawsze
brodzić
Czemu ludzie prawdy znać się obawiacie
Czy wam się podoba jak się zabawiacie
Czy nie macie dosyć już tej bezbożności
Czy nie chcecie wrócić do wiecznej
radości?
Ja, który zawsze wszystko miałem
Zaledwie skrawek tego wam nadałem
Lecz wy jak zwykle w swej wielkiej
głupocie
Wieszacie mnie ciągle w domu, szkole i na
płocie.
Komentarze (2)
piękny logiczny ma pytania obronne dobrze napisany
Pytań wiele z buntem wobec oczywistości patrz puenta
Bardzo dobry dla miejsca człowieka w wierze Brawo!
Dobrze ująłeś; od siebie: jeśli On naprawdę istnieje
to ignorancją ludzi karze - za głupotę. Miłej.