tsunami
uderza we mnie tsunami, falami
wydusza ze środka emocje,
i nie wiem
jak to powstrzymać, to żywioł,
zbyt mocno
porusza mną, kąsa jak osa
codziennie chcę bardziej i mocniej,
wciąż kąsa,
złakniony, spragniony wciąż jak
niewidomy,
do brzegu,
jak w biegu, gdzie meta?
już nie wiem,
wiedziałem, co z tego, co dalej?
jest pustka a w gardle coś szarpie i
dalej,
nie puszcza,
na zgliszczach mojej
percepcji jest zamek,
z papieru,
nasiąka jak gąbka od nowa,
gdzie moja obrona ja nie wiem,
więc konam
a powiek zasłona, zmęczona
mój strażnik
Komentarze (3)
Ciut nerwowy
gdy sejsmologa pod Kowarami
jęły zalewać myśli falami
na miasto wybiegł w panice
ostrzegał wszystkie dzielnice
był w psychiatryku tuż przed tsunami
Poszarpane emocje, jakby morze je szarpało wściekle
falami podczas sztormu lub właśnie kataklizm na jego
środku nastał tytułowe tsunami. Bohater podobny tu do
rozbitka. Szkoda, że nie przeżył. Mógłby prawda?
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy i pomysłowy wiersz.