Tych dwoje
Lata mijały permanentnie
biorąc należne bez pytania.
On - w pracy sypiał bardzo chętnie,
Ona - w migrenie... (?) od zarania...
Życie płynęło nader szybko.
Oni - w nim - zwykle się mijali.
Rzucił jej kiedyś, - moja rybko,
ona, - no wiesz... - jakby z oddali.
Kiedy już byli schyłku blisko,
stwierdzili autorytatywnie,
że się godzili na to wszystko,
tylko... być z obcym - jakoś dziwnie...
Usiedli razem na kanapie,
patrząc na siebie tępym wzrokiem,
klimatu, żadne już nie łapie...
Niezręczność wyłaziła bokiem.
Trwali tak chwilę, może dłużej,
ciężko to stwierdzić bez autopsji.
W wazonie stały zwiędłe róże,
dla związku - też nie było opcji.
excudit
lonsdaleit
08:51 Sobota, 6 października 2012 - ...
Komentarze (5)
lubię Twoje pisanie :-) świetnie opisane etapy rozpadu
związku...
Dobrze uchwycony stan rozpadu małżeństwa i świetne
przedstawienie tematu:)
Z podziwem.
smutne, ale takie prawdziwe...pozdrawiam
To musi byc straszne:"żadne klimatu już nie łapie...
Niezręczność wyłaziła bokiem" w zwiazku.
Dobry wiersz.Pozdrawiam:)
Jakież to smutne,kiedy doje ludzi żyje gdzieś obok
siebie.Bliscy, a jednk obcy niewiele mogą o sobie i do
siebie powiedzieć.Pozdrawiam serdecznie.