Umrzeć - to jeszcze bardzo...
więc wracać do początku ? znów - modlić się ?
o krawędź bezradności rozbijają się
- pytania - „dlaczego ja, dlaczego
już, dlaczego?”
żal ze szklanych oczu wyziera i
rozprzestrzenia
pali ciało, co z braku sił bronić się
zaprzestało
- myśli - „czy zdążę nim serce
obezwładni”
plany i marzenia wciąż odkładane, piętrzą
się
na schodach życia okryte pyłem oczekiwania
dni pachną - coraz intensywniej -
Najwyższym
czujesz – wskazówki czasu gwałtownie
przyspieszają
godziny przeistaczają się w marne minuty,
gdy chcesz
zatrzymać w sobie wszystkie przemijające
drobinki chwil
widzisz - motyle na powiekach nieruchomo
przysiadły
tęczowym skrzydłem śmierci bezszelestnie
dotykają
gasną dni, gaśnie człowiek, gdy ku nieba
bram wzlecą
cichy szept - modlitwa – prośba
Panie Mój, Panie daj mu trochę czasu i
pozwól
pozwól przeżyć ostatnie dni tak, by
umierając dziękował
za wszystkie radości, ale i cierpienia,
jakimi go obdarzyłeś
Panie Mój . . . płomień zgasł
Śmierć. Aż opuszczą mnie wszystkie rzeczy. Aż porzuci mnie niebo, morze, gwiazda, śnieg . . . Ból do samego nieba.
Komentarze (2)
Wobec śmierci jesteśmy bezsilni...bezradni...smutny
wiersz...nastraja do przemyśleń
choć w smutne słowa ubierasz panią władzy
zycia....bardzo dojrzale ukazujesz jej oblicze bez
strachu...bo wiara w tobie tak wielka jak chęć
zycia...b.dobry wiersz...