Wielkamoc. - Część IV . - W...
proza. - część finalna Opowiadania Wielkanocnego...
to jest świadectwo wydarzeń, a nie
opwiadanie z fantastyki lub opis
halucynacji - i powstawajacych w takich
stanach wizerunków nie posiadających
materialnego desygnatu
Czwarta i końcowa częśc opwieści z
wydarzeń i refleksji z przedświatecznego
okresu i Niedzieli Wielkanocnej -
zaisniałych ok. 199O-91 (2)? r. bedąca samą
istotą opowiadania - njwazniejsza takze na
dzisiejszy Świąteczny Dzień... -
rocznicowo... - z hisoryczno-wyznaniowym
odniesieniem - czyniącym - dzień... -
zmarwychwstania Chrystusa - (sticte...
-czas, na ile mozna ustalić - bezposrednio
wcześniejszej 'nocy') bedacy (przez
zmartwychwtanie) - tego wlasnie podstawą
"proklamacyjną" dnia... - okreslanego -
jako "Święto Zmartwychwstania" (Pańskiego)
- oraz... - dla światecznego w
czhrzescijaństwie dnia - wyznaczonego
radośnie - na cotygodnową Niedzielę...
Nastał pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych.
Wiktor – wiedział już niejasno, dlaczego
według tradycji - Niedziela jest - a
przynajmniej - powinna być - powszechnie
uznawana za dzień święty - jako
przywiązanie do tradycji i opowieści o
zmarwychwstaniu Jezusa. Opowieść nawet
kojarzył sobie terminem "Święto
Zmartwychwstania", który wcześniej uważał
za jekiś w sumie obcy i egzotyczny zwyczaj
świętowania – z kościołów jakichś - może
amerykańskich – podobny np. do Dnia
Dziękczynienia.
Nawet nie wiedział - kto i kiedy
"zmartwychwstał" – i po co?.. (no bo i -
jakże to... - żeby ktos mógł - tak -
dosłownie... - zmartwychwstać?)
- Nie zwykł się zresztą zastanawiać, nad
rzeczami 'nie mającymi znaczenia' -
zwłaszcza - nie sprawiajacymi przyjemności.
W zasadzie – nie umiałby obu obojętnych mu
Świąt (... --Zmartwychwatania - i... -
Dziękczynienia ) - nie potrafilby
rozróżnić, ani określić ich istoty.
Zapewne zjadł "śniadanie wielkanocne",
ktore w domu rodzinnym polegało na
podzieleniu się jajkiem... (– jajkiem na
twardo...) – czasem nawet zabarwionym w
wywarze z łupin cebuli...
- ot - tradycyjne podzielenie się -
jajeczkiem - np. przy telewizji (z
Szarikiem) - i w pidżamie.
Być może już wtedy - po raz pierwszy w
umyśle jego – pojawiła się - istota
Baranka, jako symboliki człowieka, ktory –
"jak mówi pismo" - dokonywał cudów.. - by
zostać - potraktoway... - sądem,
szyderstwem - i... - ukrzyzowaniem. - Chyba
już wtedy - niejednoznaczna i symboliczna
istota baranka (jako symbolika dobra,
chleba i wina, madrosci i dobrej sprawczej
zyczliwosci - oraz milosierdzia - i... -
niesprwiedliwosci... - i - chyba także nie
tyle - poddania się... co - zrezygnowania,
pogodzeniasięz losem... - i w efekcie -
przez ukrzyzowanie - takiej... - ofiary) -
przerosła - nawiazujacego do walorów
życia... - początkowo - pomarksistowskiego
- a moze disneyowskiego tochę - i
sympatycznego w istocie...
- "zajaczka"
lub... - z długą chyba - i starą tradycją -
"pogańskiego", - "przyrodniczego" w sumie
'kurczaczka'
- obecnego w jego domu,
jako wykonanego z żółtych 'wacików' i
kawałkow drutu.- Jednak w to, ze kurczaczki
wykluwają się z jajka i że wiosna - jak
wskazywało mu powszechne i nie podważane
raczej doswiadczenie - że wiosna co roku
powraca... - przecież nie wątpił.
Pamiętał z dzieciństwa kartki świąteczne
od nabliższej Rodziny - z kranoludkami –
zaprzeczającymi samej swojej istocie przez
jakieś niebieskie lub zielone kubraczki z
czapeczkami.
- O tym, że kartki zaprzeczały istocie
Świąt – nie miał pojęcia.
Wiedział natomiast doskonale, że żadnych
krasnoludków
– czerwonych, niebieskich czy burych
– po prostu nie ma. Były wymysłem
ludzkim –
i o tyle nie były abstrakcją, ze konkretnie
– zrobił ich figurki
jakiś Pan, aby inny Pan je sfotografował. -
A po co? - żeby było ładnie.
- i żeby można było przesłać... - nie -
list - tylko ładną kartkę - z życzeniami
(- Jednak te kartki - były raczej na Boże
Narodzenie.)
Wiktor miał już pewnie półtora roku – i -
oglądając kartki - wysłuchał przy okazji,
jak się toczy w drewnie na tokarce –
drewniane główki krasnoludków. Było to
nawet trochę zajmujące.
Prawie zrozumiał.
prolem... - najpoważniejszy - byl - w
tym... - dlaczego to - glówka
(potencjalnego krasnolutka) ma być w
ruchu... - a nie ostrze. (no... - to tak...
- jakby on... - po cóż?
obierając kartofelki... - strugał je - na
nożyku... - umocowanym w imadle...) problem
cały - był - w zrozumieniu - poczatkowo -
istoty operacji... - a wtórnym problemem
było... - dlaczego - odwrotnie - lub nie
odwrotnie - czyli - własnie tak.
- Istoty fotografii – zupełnie jednak nie
mógł przeniknąć, po częsci dlatego, że mama
sama tej istoty nie znała... - i w sumie -
po 'toczeniu - głowek krasnolutkow' - i po
lekcji - 'technologicznego rozumienia
fotografiki' zmęczył się od myslenia -
okrutnie - i powiedzial mamie... - że... -
paka!..:):) (na razie...) - póki co... -
"mam!.. - kochana mamo..." - mam... (mamo -
mam... - tego...) - po dziurki - w(?)
- "dosyć!".:):) - uf...
Tochę więcej światła na zagadnienie –
rzucił po powrocie skądś... (chyba z kursów
maszynistowskich?..) - tata. - I wkrotce...
- Wiktor – w ogólnym zarysie poznał pojęcie
naświetlania a także chemi – zarówno jako
procesu w fotografice – jak i istniejacego
- jako tak... - nazwanego(!) - przedmiotu
nauczania. - w szkole. (to także przyszło
mu dość ciężko) - bo co miał Zygmunt do
jakiegos wiatraka - czyli do chemmi i
siódmej klasy w podstawówce?
Powróćmy jednak do Świąt... – bo kogo
interesuja doświadczenia dziecka z grudnia
56 r. - doświadczenia małego -
nieochrzczonego bękarta.
- Czy był, czy nie był nieślubnym dzieckiem
– być może się jeszcze wyjaśni. - Rodzice –
do końca trzymali się linii, że Ślubow
Kościelnych – nie było. Wiktor wie, że
jedynymi świadkami - ślubu jakiegoś... - (
bo - przecież... - jakiś - musiał być)
– było dwóch niewiadomych kolegów Ojca –
podobnie jak on – podchorążych ze szkoly
oficerskiej. Prawdopodobnie - wszyscy trzej
byli już wytypowani na przyszłych oficerow
Informacji. Żadnej rodziny, żadnych
zbytecznych znajomych, żadnych
przyjaciół.
– Czy w ogóle był jakikolwiek ślub?..
Panna Młoda - matka Wiktora - była
sierotą, a rodzice jego ojca - poznali ją
już po ślubie - pod wieczór - jeszcze chyba
tego samego dnia, wraz z informacją, ze to
jest ich synowa. - Jednak – po
pięćdziesięciu latach – po zmianach
ustrojowych - przyszedł do Rodzicow list z
Kurii Biskupiej – dyplom gratulacyjny w
okrągłą - 50-tą? -rocznicznicę
Sakramentu... - Jednak "staruszkowie"
Wiktora – szli dalej w zaparte. Ojciec
zwłaszcza - śmiał sie, że coś się Panu
Biskupowi musiało pomylić.
- Wracając...
Zakładamy, że Wiktor podzielił sę
jajeczkiem, a może nawet uczestniczył we
Mszy Św. (choć to jest już bardziej
wątpliwe) - w powtórnie wyświęconym - i -
oddanym dla wiernych Kościele Garnizonowym.
Przez osiedle, przez bramę boczną i las –
udał się na grób Zygmunta, którego długo
uważał za rodzonego brata.
Wiktor nie wiedział, że Ojciec jego –
poślubiając Janinę – przyjął na utrzymanie
i wychowanie jej wiele lat młodszego brata.
Mama i wujek Zygmunt – w latach okupacji –
w dzieciństwie – zostali sierotami. Zygmunt
zmarł młodo w wieku chyba 52 lat i był
pochowany na rembertowskim cmentarzu.
Wiktor odnalazł grób i oddał się krótkiej
ceremonii: zapałki, znicze – ogień.
Odczytał napis na płycie i odmówił -
traktowaną jako tzw. - jedynie - dobre - i
- albo - naiwne... życzenie - albo -
podyktowane w zasadzie - przyzwoitoscią? -
tradycją i wychowaniem... - jednak... - w
istocie - nierozumne... - czyli...
"pobożne" życzenie - krótką modlitwę... (z
początkiem pojmowania) - "Ojcze nasz...),
zakończoną kilkakrotnie – po częsci znaną
mu już... - formułą - "Wieczne
odpoczywanie...".
- Uważał, że przez poszanowanie... - tak
być powinno. Pożegnał się z Zygmuntem – jak
z bratem i bliskim żołnierzem, o którym
wiedział, że uparł się, aby wojsko opuścić
– jako szeregowy.
Ruszył w stronę furtki wychodzącej na drogę
przez las – najpierw w kierunku północnym,
a następnie – między grobami – na wschód.
Odczytywał imiona i nazwiska pochowanych. –
Była tego – jak na każdym cmentarzu –
rozmaitość.
- To już historia...
- Poszukiwał znajomych zmarłych... - lub...
(pochowanych) z pokolenia rodziców -
przważnie wojskowych i z ich rodzin... -
ale - takze rowiesnikow - kolegow... - i
koleżanek... - z przedszkola, z klasy... -
z "podwórka". Zwykle – groby przystrojone
były kwiatami, płonęły znicze.
Po swojej prawej stronie – minął
nieodświeżony kwiatami grób.
- Minął – o jeden – dwa nagrobki – i -
własnie ten grób wydał mu się szczgólnie
opuszczony przez ludzi i smutny.
"W tył zwrot!" (- przez prawe ramię): musi
zapalić świecę – choć jedną. Spojrzał na
pusty nagrobek – i w tym momencie – jak za
naciśnięciem pilota – na nagrobku
zaistniało bogate wystrojenie: duża gałąź
jodłowa ze wstążkami, długa na
pięćdziesiąt centymetrów – a na niej... -
płonący znicz... - w kształcie leżacego na
gałązce... - Wielkanocnego Baranka. -
Szok!!! - szok. - I jeszcze raz – szok!
Zaniemówił!
- Rozglądał się za innym "pustym" -
nieprzystrojonym grobem... - Bo przecież
wiedział! - widział!.. (- bez dwóch zdań -
widział!
bo i podważać, że widział "pusty" grób -
jeszcze nie począł)
- bo przecież - widział... - na własne
oczy. - Ale
– w pobliżu – takiego grobu nie było. - Ani
jednego.
Z niedowierzaniem – podchodził do nagrobka:
czy wydawało mu się, że grób był pusty? -
czy jednak... – nie wydawało mu się? - że
dopiero na jego oczach... – zaistniało całe
to - dość bogate nagrobne i radosne
wystrojenie.
Wyszeptał być może krótką modlitwę? lub
przeżegnał się? – czyniąć znak krzyża... -
Nie pamięta. - Możliwe.
Po pochyleniu się nad grobem – badawczo
oglądał leżącą jedlinę i – zwłaszcza -
Bożego Baranka. Wosk jego był rozmiękły,
jakby palił się od dłuższego czasu
– i... - to..
– to dopiero przyprawiło Wiktora w
zdumienie: płonący knot "wykonany był"... -
z jodłowej igły. - Nie było nawet śladu...
- nawet śladu – jakiegokolwiek innego
knota.
- Choć w szoku – cały czas był bardzo
krytyczny i przytomny- bo... -: ten knot! -
ten płonący knot! - z jodłowej igły –
płonie! - to - chyba tylko po to... - aby
Wiktor – nie mógł zbyć samego siebie i
swojego zdumienia - stwierdzeniem o
dwukrotnym - w funkcjnalnie logicznym
ciągu... - wzrokowym przewidzeniu lub o
jakiejś - logicznie funkcjonalnej -
użytkowej niemal - halucynacji.
Ponieważ dalej nie działo się nic, co
byłoby nadzwyczajne – w końcu - podniósł
się z kucek, i poszedł - jednak... - nie
przez las... - tylko - w prawo... – do
głownego wyjscia z cmentarza - i - dalej -
chodnikiem wzdłuż brukowanej ulicy - w
kierunku domu.
Po drodze rozważał niesamowitość... -
dumając - dlaczego
– i czy rzeczywście się zdarzyło...
(bo niemożliwe!).
- Ale także i to, że knota z jedliny żaden
człowiek nie zrobiłby... - bo po co? - a
jeśli... – knot nie mógłby płonąć dłużej -
tak długo, by wypalić połowę baranka –
rozmiękczając jego prawie całość.
Ja także powiedziałem Wiktorowi, ze jedyny
sens tego knota był taki, ażeby mógł i
musiał w końcu - uwierzyć... - tak w Pana
Boga, w Zmartwychwstanie... - jak i w
samego siebie...
że to niemogła być - żadna -
schizofrenia
- Wiktor – po częsci był już przygotwany do
zmiany marksistwowskego światopoglądu o
wieczności materii - w pojęciu... - z
czasów - powiedzmy... - już wspomnianego
"klasyka" - czy - powiedzmy - na poziomie z
lat stalinizmu, jakie powszechnie znamy - i
postanowł właczyć do swoich zasobów
przekonanie, ze "cuda" – zdarzały się...
-
nie tylko w dobie Chystusa - w którego nie
wątpił, ale – także w XX-stym wieku – i to
może - całkem przypadkowym - i (lub) -
nieprzypadkowym ludziom. Wiktor mówi, ze im
więcej lat od wydarzenia – tym bardziej
szuka pokrętnych wytłumaczeń, ale –
jednocześnie – co raz mniej wierzy w swoją
schizofrenię. Jednak aktu bezprzyczynowego
- samoistnego stworzenia (stania się)
materii, bądź 'teleportacji' nie potrafi
sobie wytłumaczyć.
- Inne rozwiązania zagadki wydają się
jeszcze mniej prawdopodobne.
Sam baranek - jak przystało na
wielkanocnego...
(- a nie... - jak to piszą(?) ostatnio*...
- łamiąc tradycję, poszanowanie wyznaniowe
i zasady pisowni i - zasady prawa... -
Baranka(?).. (vel?..)
- "Barana"(?!) - "Wielkiej Nocy"*)
- baranek
- pokrycie miał częsciowo wielobarwne -
tak, jak te... - sprzedawane (- z cukru),
ale masa jego składala się wyłącznie z
białokremowego wosku - a może stearyny.
- Rozważając... - powrocił do domu...
O wydarzeniu (i refleksyjnych
zastanowieniach...) – nie wspominał... - i
nie mowił... - nic... długie lata
(aby nie narazić się na nieprzyjemne
uwagi...)
- po części
– takze dlatego... - aby nie martwić
Rodziców,
że znowu zwariował.
03.06.2019 r.
* przypisek z dnia 17. o4. 2022 r.
(Niedziela Wielkanocna):
w dniu wczorajszym - w tvp-info -
prowadzona byla - tlumaczonana język polski
- rozmowa ze - spiewakiem... - światowej
sławy - 'tenorem' (blokada pamieci... -
sorry - z 'tenorem' - (!) - Jose
Carreras!)- tłumaczona na język polski.
Tekst pisemny tłumaczonej rozmowy -
przedstawony został w formie jedynie chyba?
- prawidlowej... - i podstawowej: odnosnie
okolicznosci (czasowej okolicznosci) wizyty
i koncertu z udzialem piesniarza. -
-Zastosowano termin... odnosnie czasu
światecznego... - wynikajacy... - z
jednoznacznie - z okreslonych rodzajowo i
terminologiczne świąt - jak czas
(szczegolny) (tu - po częsci - moje
rozumienie tresci zapisu) - joko świąteczny
- czyli... - "wielkanocny".
Tlumaczenie - w wersji fonetycznej (tekst
mowiony) - odnosił się do jakiegos
[świętownia? lub obchodzenia? - świąt
(czasu?)] - sytuacyjnego czasu realizaccji
- wizyty i koncertu... - jako
okolcznosci... - "Wielkiej Nocy".
(Transmisja tvp - jaksadze...- 'na żywo' -
w Niezielę Wielkanocną - w godzinach
wieczornych...)
Moze nieistotny w tej okoliznosci - ale
moze - przypadkowo - znamienny -
przypadek... - użycia dwu - róznych
terminow znaczeniowych - w odniesieniu - do
tlumaczenia - zdaje się - tych samych słow
wypowiedzianych w j. angielskim
pimmum non nocere!
- przede wszystkim... - nie szkodzć!
co do zdarzajacego się zamieszania
terminologicznego - cóż się dziwić -
podstawowemu pomieszaniu pojęć - gdy...
(cyt. z Internetu - z powołaniem się na
osobe z tytulem prof.) - w Internecie -
przytacza się - wytłumaczenie, ktore w
zamieszczonej - poniżej - powielonej w
identycznosci postaci... - powodowac moze
- jeszcze większy balagan myślowy - i -
może nawet - namowę do niepoprawnosci:
0:00
Wielkanocne dylematy językowe (Co w mowie
piszczy?/Trójka)
DODAJ DO PLAYLISTY
+
– Jeżeli mamy słowo "Wielkanoc", czyli
rzeczownik pisany z wielkiej litery, to
słowo "święta" piszemy z małej. Można,
oczywiście, zapisać je, ze względów
uczuciowych wielką literą, ale nie jest to
najpoprawniejsza forma. Co do "Wielkiej
Nocy" i "Wielkanocy", to obie formy są
poprawne – tłumaczy prof. Kłosińska.
***
nie wiem, co twierdzi w przedmiotowej
sprawie - prof. Kłosinska - ale doslowny
cytat - z trescia podpieraną Jej tytulem
naukowym i Jej nazwiskiem - to... - gdyby
to moglo być - smiechem na sali...
(skwitowane...) - to w porzadku. - ale -
to... - zgroza! - kompletny brak wiedzy - i
logiki - (zaprezentowany przez -
'wyjasniaczy'). - Pomieszanie i
nieznajomosc objasnianych pojęc - oraz
nieznajomość zasad dotyczących stosowania
odnośnych terminów... - wychodzi... po
stronie 'tlumaczycieli'... - miedzy
literami i słowami zapisu. ('wyłazi' -
niedelikatnie mowiac.. - z niejednego
punktu widzenia) - czyli z niejednego
podstawowego kirunku - podstawowej
analizy.
W kotekscie starorzymskiej zasady...
- primmum non nocere
- jak najbardziej - akceptować moge - (i
powinieniem...) treści świąteczne... -
ponadwyznaniowe... - i - dziekując
wdziecznie wladzom samorzadowym miasta i
wolontariuszom za paczke z wilkanocnym
poczęstunkiem (domniemywam - dla stosunkowo
uboższych lub - potencjalnie - samotnych) w
zgodzie z tradycją Wielkanocnej Niedzieli -
również za kartkę okolicznoscową -
skreslona chyba - autentyczne - rączką
jakiegos utalentowanego dziecka.
- ot - radosna karka z pogodnie
usmiechniętym zajączkiem (juz w pełnej -
wiosennej i zajaczkowo-wielkancnej - oraz
dziecięcej akceptacji)
- z zielonym odręcznie zrobionym -
'flamastrowym'... - napisem ' "Wesolych
świąt"... - być moze - przekazanej - w
nieznaej mi wielokrotnosci - tak, jak
nakazuje - dobry zwyczaj.. - nazywany -
"etykietą" - innym - wielu innym osobom -
obdarowanym wielkanocnym śnadaniem... (+) -
w ramach ludzkiej życzliwosci i pamięci o
potrzebujacych
- Calość - przeciez bardzo sympatyczna i
ciepla - oraz - dla wielu... - zyciowo i
światecznie - uzyteczna...
- pogodnie dziecieca - i zdecydowanie -
wielkanocna... - w zgodzie z tradycją
polską, chrzescijańską i europejską... - i
- jednoczesnie - ponadwyznaniowo... (amoze
nawet - zwyczajnie - pozawyznaniowo) - z
racji swiąt:) - na okliczność - wolnego od
pracy :):) - Poniedziałku:))))
- calosciowo... (- wraz z kartką... tudzież
- kilkoma wiktualiami - na codzienność)
ralizacja - dla kazdego potrzebującego... -
chyba - takze w te dni - świątecznie... -
sympatyczna.
Pisane z malej literki - po dzieciecemu -
wazne dla wszystkich - 'święta' - ładnie
podkreslone zielonym wiosennym kolorem -
możemy przyjać - z uśmiechem i
podziekowaniem - świadomi i tego, że
jednostkowym - i mozliwym... - i dobrym! -
(najrozmaitszym) świątecznym odniesieniom -
nie umniejszy
- potarktowanietych tych Świąt
- swiat - z przeznaczeniem dla wszyskich...
- i dla kazdego -
z wielkiej litery.
osobiscie - jestem przekonany, ze pomijanie
- przez instytucje samorzadowe - i -
odpowiedni - samorzadowy wolontariat -
fomalnoprawnej istoty swiąt (tych lub
innych) nie nalezy do dorego obyczaju...
- i...
niemowienie o takich zjawiskach - przez
osoby swiatopoglądowo otwarte, ale -
osobiscie - kierunkowo określone - w
nizaleznosci od ich wyznania - nalezy
raczej do reagowania zawstdzonych... -
zażenowanych nieuswiadomieniem spolecznym i
prawnym - w ramach spolecznosamorządowych
realizacji oraz - do proby prowadzenia
dzialan - nawracajacych (naprowadzajacych)
- na utrwalanie i budowanie spoleczeństwa
wzajemnie życzliwego, swiatopogladowo -
pozytywnie otwartego - bez urazy i
ksenofobii takze - a moze - zwlaszcza... -
względem ludzi i wartosci chrzescijańskich
oraz innych z ich religijnym powiazaniem,
wynikaniem i skutkowaniem... powiąznych - z
rozmaitą
funkcjonalnoscią spoleczna i rozmaitym
przeznaczeniem... - wartosci nie będacych -
stricte - chrzescijańskimi a moze -
ponadwyznaniowymi, ogolnoludzkimi... -
ktore to wartosci - poparte wiedzą,
zrozumieniem i wzajemnie - dobrą wolą -
nikomu szkody ani ujmy - przynosić nie
powinny - i - jak się wydaje... - w
szczególnosci...
- przy wzajemnosci poszanowania wartosci
ogolnoludzkich - i zrozumienia możliwosci
nadużyć i nieporozumień swiatopogladowych -
przynosić szkody nikomu nie powinny i chyba
- przy państwowoprawnej i samorządowej
roztropnosci - jakichkolwiek szkód ani ujm,
ani jakichkolwiek nieporozumień - ani
stwarzać ani przynosić nie będą.
za wielkanocną paczkę - jak za kazdy mily
upominek - diekuję. - aż się boję
powiedzieć... - Bog zapłac! - za wszystko
dobre - i szczęść Boże!..
bo - strach pomysleć - osoby majace - chyba
trudnosci z uswiadomieniem (jakimkolwiek
chyba w miare pelnym uświadomieniem -
czegokolwiek...) - sklonne są - poczytywać
takie slowa za obrazę - ich osobiście,
dobrego obyczaju - obowiazujacego prawa -
a nawet - sklonne są taktowac takie słowa
(- 'szczęśc Boze' - 'Bog zapłać' - "z Panem
Bogiem') jak szyderstwo lub osobiste
ciemniactwo.
takwiec - z calego serca - dziekują - i...
- z Panem Bogiem!...
:) - Moze tylko Weganie:) - nie skonsumują
wielkanocnej kielbaski z cebulką...:):)
- no i żurku:) - z jajeczkem i z kielbaską
trochę żal...:) - a pisanki...:) - jak kto
zechce... - to może i poczekają do
nastepnego roku:):)
Chrystus zmartwychwstał! - zgodnie z
tradycją... - radujmy się... -
smacznego!
- wesołego Alleluja:)
calość (łącznie z tytułem "Opowiadanie
Wielkanocne") - ukonczone... w powyżej
przedstawinej postaci - w... -
(w)?{W}ielkanocną (n)?{N}iedzielę - 17. 04.
2022 r.
Komentarze (1)
Witaj Wiktorze i IV część przeczytałam...wszystkie
ciekawe, ale najbardziej przypadła mi do gustu część
pierwsza...w ostatniej jest za dużo kłębiących się
myśli i wątków, które rozpraszają, przez co musiałam
przeczytać tekst dwa razy, aby go trochę ogarnąć...nie
trzeba być chorym na umyśle aby doświadczyć cudu, a
cuda się zdarzają :)
Pozdrawiam ciepło Wiktorze i życzę radosnego
świętowania :)