...
Każdego dnia w lustro spoglądam.
Ta sama dusza wpatruje się we mnie.
Średnią poczucia dobrego "wyglądam"
Podciągam nazbyt wymuszonym uśmiechem.
I czesząc nieuporządkowane słowa
Co zaraz zaplotę w dwa niby warkocze.
Ból otępiały, a nim moja głowa
Chodnikiem egzystencji włosów swych
kroczę.
Odkręcam kran z umykającą nadzieją.
Umywam się od dni niestrawionych
resztek.
A potem lodowatą, błękitną zawieją
Usta czyszczę po niedopowiedzianych
myślnikowych kresek.
Tak czysta niezgrabnie w nów dziś się
wybieram.
Ułudy łachmany jak zwykle ubieram.
I z podniesionym wysoko tak czołem
W świat idę prędko, póki jeszcze jest
gołem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.