Wołam w ciszy przedświtu do...
Wtedy to nic dodać nic ująć...
Z głębokości wznoszę głos do Ciebie,
Panie,
z otchłani ciemnej i oślizgłej
cielesności.
Racz, dobry Boże, spojrzeć w czerń
i podciągnąć niewidomego człowieka z
bagienka instynktu.
Czepiają się sny złowrogie,
wieje wiatr rozkoszy grzesznej,
deszcz pada- ale nie orzeźwienia,
tylko zapomnienia w żarze rozbestwienia.
Ten dotyk palący w noc zimną chcę czuć na
sobie.
Ten wzrok płonący chcę widzieć na sobie.
Ten głos rozedrgany chcę w ciszy przedświtu
słyszeć w uszach moich,
gdy nie będę mogła sobie rady dać ze sobą
samą.
Sama ze sobą, zamknięta w ciasnej klatce
rozumu,
walczę o zdrowe zmysły w walce
przegranej,
w walce bezsensownej przeciw pragnieniom
i wołam o pomoc.
Z głębokości wznoszę głos do Ciebie,
Panie.
Racz wysłuchać cichej prośby mej.
Spojrzyj z ciepluśkiego nieba,
wyciągnij głupią z mokradeł pożądania.
...a dziś to już nawet nie wiem, jak się ustosunkować do słów przeze mnie napisanych.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.