Wspomnienia dawnych dni ...
Kiedy
ukończyły się lata młodości?
Te w których
nie brakowało radości;
Nadeszła
chwila, opisać to wypada,
Jak o służbie
wojskowej się gada?
Służba
wojskowa, nie taka sobie drużba.
Jej nie
przewidzi nawet wyśniona wróżba.
Kiedy po
ćwiczeniach, mnie zabolały nogi
Zrozumiałem do
czego, służą te ostrogi?
Odbywałem
zajęcia praktyczne w terenie,
Przez blisko
siedem miesiączków.
Tak
poznawałem, ducha przez ćwiczenie,
To podobne do
skakania zajączków.
One dosyć
dobrze, mi dawały w kość,
Trochę na to
wpłynęła, kaprala złość.
Bardzo często
słyszałem słowa trąbione;
Przerwa:
niepalący, wystąp na stronę!
Aby w wolnej
chwili, między zajęciami,
Nas
niepalących poganiać z tarczami!
Natomiast
palacze, sobie odpoczywali,
A nas kaprale,
po polu z tarczami ganiali.
Dowódcy w
plutonie, tak się wyżywali,
Kiedy słyszeli,
że ktoś papierosów nie pali.
Często tym
wszystkim, tak w kość dawali,
Że już potem
wszyscy, dymek dmuchali.
Do dziś
pamiętam i noszę, wyraźne znamię,
Ślady
odmrożonych kolan, rąk i przedramię.
Obecnie często
do niebios, wnoszę modły,
O to, by
człowiek nie był, dla drugiego podły.
Mija dwadzieścia
pięć lat jak to przeżywałem,
Strach pomyśleć,
że wszystko zapamiętałem.
Kiedy ciało i
umysł, to wszystko przypomina
To takich
przeżyć, nigdy się nie zapomina!
W moim życiu
powstał, pewien okres natchnienia.
W zasadzie niby
nic, ale jakoś bardzo się zmienia.
Obecnie, trochę
inaczej podchodzę do otoczenia,
Które mój stan
psychiczny, nieznacznie odmienia.
Dziś pisząc to,
tak to przedstawiam,
Jest to mały
wycinek, jaki omawiam.
Za pomocą
czarodziejskiej różdżki,
Patrzę na
kobiece, zgrabne nóżki.
W życiu krótko
bywały, takie chwile,
Których dla
siebie miałbym, aż tyle?
Bym spokojnie i
bez natarczywości,
Stworzył coś,
dla wspólnej radości!
Stan
samopoczucia mi, nigdy nie pozwalał
Bym wówczas,
czymkolwiek się zadowalał.
Tylko
zainteresowań, do dziś nie utraciłem,
Chociaż
powierzchownie je, tylko gładziłem.
Ograniczyłem się
tylko do szperania w literaturze,
Gdyż ciągoty do
nauki, miałem i mam nadal duże.
Owy stan nie
pozwalał na, nauki pobieranie.
Jak to mieli
inni w normalnym, czasie i stanie.
Stało się to,
co dziś mogę tylko powiedzieć,
Alkohol w mojej
rodzinie, zaczął śmierdzieć.
Stał się
głównym czynnikiem do uprzedzeń,
Utrwalał
depresję, dał początek niepowodzeń.
Całe moje
środowisko nim, było zabarwione,
Tak od rodziny,
oddaliłem się w inną stronę.
Tutaj nie
mogłem znaleźć, miejsca do nauki,
Ani spokojnie,
przygotować się do praktyki.
Stan
alkoholowy, często figle płatał,
Także mi ojca,
zabrał z tego świata.
Choć przyczyna
była, trochę inna?
Pośrednio wóda,
stała się winna!
Chcę, to
wszystkim przedstawić,
Obecnie, opisać
jak się czuję.
Może ktoś w
tym, coś zasmakuje,
I zacznie,
poezją się bawić?
Lekarz widząc moje samopoczucie,
Dla mnie, okazał swoje uczucie.
Skierował na krótkie leczenie,
Które dało dziwne natchnienie.
Z pobytu w sanatorium,
Stworzyłem małe oratorium.
Tak dobrze było ostatnio,
Kuracja wpłynęła dodatnio.
08.08.1982
r.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.