Wspomnienie o Janie Himilsbachu
To było w Warszawie lat temu ze trzydzieści
chyba
Na Nowym Świecie a może na Krakowskim
Przedmieściu
Siedziałem w restauracji z dziewczyną
Gdy nagle usłyszałem przy stoliku obok
Jego charakterystycznie ochrypły głos
Zobaczyłem go kątem oka jak kiwając się na
krześle
Gestykulował zawzięcie w stronę swoich
kompanów
Prawdopodobnie równie jak on
podchmielonych
Trzymając w dłoniach kieliszki przytakiwali
posusznie
Choć pewnie większości jego słów nie
rozumieli
W pewnym momencie niespodziewanie odwrócił
się
I łapiąc mnie boleśnie za ramię
Wyszeptał bełkotliwie wprost do mojego
ucha
Jedno tylko zdanie, które pamiętam do
dziś
- Kolego, nigdy nie błagaj o miłość -
Potem wstał i nie oglądając się na swoich
towarzyszy
Wyszedł z lokalu chybotliwym krokiem.
Nigdy go już nie spotkałem
Pozostały tylko wtedy nie zrozumiałe przeze
mnie słowa
Dzisiaj z bagażem własnych doświadczeń
Powiedziałbym za Jankiem
- Kochać nie można z litości -
Komentarze (4)
Tak opisałeś te scenę,że stanął mi przed oczami
Himilsbach jak żywy:)Doskonały wiersz!+++
ależ przygoda, niesamowita, świetny opis
Ładnie spisany, mądry i tak prawdziwy przekaz!
Pozdrawiam!
Janek pochodził z Mińska Maz.....i ja tu
mieszkam....odbywa się tu coroczny festiwal
himilsbahowski....i ja napisałem na jego cześć taki
pastisz, który był tam odczytany przeze mnie, p.t.;
"Janek, z Mińska-jucha"...zajrzyj, jest na beju.