I wszystko jasne!
Dla wszystkich obecnych i nie ;)
Jak tak ma być,
to trzeba się kryć.
Powiem to szczerze,
w nasze aniołki zawsze wierzę.
Hejka wszystkim! Oktawia się melduje przy
laptopie! Cha-cha, nadeszła moja kolej i o
to chodzi. Dzisiejsza relacja, bo piszę to
na świeżo, to się wydarzyło kilkanaście
minut temu, jest prosto z... (proszę o
werble) Barcelony!
Sagrada Familia jest to secesyjny kościół
w Barcelonie w Katalonii o statusie
bazyliki mniejszej, uważany za główne
osiągnięcie projektanta Antoniego Gaudiego.
Jak sobie założył architekt, sama
konstrukcja budowli miała przypominać jeden
wielki skomplikowany organizm. Budowę owej
świątyni rozpoczęto w 1882 roku... ale
mniejsza z tym historycznym tere fere, do
rzeczy!
Kończąc prace remontowe sklepienia
bazyliki robotnicy zauważyli, że do wnętrza
świątyni zostaje wnoszona duża skrzynia
przypominająca "Arkę Przymierza". Na
początku myśleli, że to eksponat bazyliki
na ołtarz, ale jeden z nich wykonał zdjęcie
telefonem komórkowym i powiększył ową
skrzynię. To, co zobaczył, wstrząsnęło nim
i jego kolegami z budowy. Na skrzyni
umieszczony był zapalnik odliczający od
dziesięciu minut w dół. Jeśli dojdzie do
zera mogą pożegnać się z pensją. Najgorsze
było to, że obok wyświetlacza na zapalniku
widniał znak karaczana. To było jasne jak
słońce na niebie w dzisiejszym dniu, grupa
terrorystów z bandy La Chucharachy.
Natychmiast wybrał specjalny numer
przełożonego i kazał go połączyć z filią
biura "Sarevoka" w Madrycie. Niestety
okazało się, że Tomek Sarevok i inni są w
Agadirze bo tam wystąpiły jakieś kłopoty i
za Chiny ludowe nie zdążą dotrzeć tutaj w
tak krótkim czasie. Ale Tomek zostawił na
straży mnie i Jagodę, obecnie w zwierzęcej
postaci czyli Łapę. Filia była pusta więc
dał im numer mojej komórki, a traf chciał,
że akurat byliśmy na meczu Barcelony z
Realem Madryt więc mogliśmy dotrzeć w
niecałe pięć minut we wskazane miejsce, bo
pilot Andrzej szef do spraw transportowych
biura Sarevoka był z nami więc co to
takiego dla śmigłowca z napędem odrzutowym.
Takich bajerów to nawet samochód Bonda nie
miał.
Kiedy doleciałyśmy na miejsce nie
wyglądało to za dobrze. Bowiem oddział
ludzi w kaskach z czółkami karaczana
otoczył bazylikę aby nikt nie rozbroił
ładunku prze najbliższe pięć minut, bo tyle
pozostało do eksplozji.
Andrzej posadził śmigłowiec na dachu
pobliskiego budynku za wieżami bazyliki,
aby nikt nas nie przyuważył, a hałas
samochodów robił za efekt maskujący ryk
silnika śmigłowca.
Biegiem i bez zastanowienia się Łapa
niczym "szurnięty kot komandos" zeskoczyła
z dachu na najbliższą wieżę bazyliki i
zjechała do środka po linach robotników jak
super strażak.
Ja, opracowałam szybko plan działania i
zdjęłam z pleców zapasowy łuk szefa i mając
kilka strzał do dyspozycji przykucnęłam
przy balustradzie na dachu i zaczęłam
precyzyjny ostrzał bandytów. Goście nie
wiedzieli co jest grane ale po kolei padali
ze strzałą w rozporku. Niestety na dwóch
zabrakło strzał i byłam zmuszona się
ruszyć. Skacząc z dachu i wykonując
akrobacje z kataną odbijając się od
balkoników zeskoczyłam na dół i załatwiłam
jednym płynnym cięciem od dołu nogi
obydwóch zbirów, kolana im zostawiłam aby
nie mogli się wymigać od pracy w
kamieniołomach więziennych. Skinęłam
zadowolona z siebie i powiedziałam pod
nosem: Reszty nie trzeba!
***
Łapa czyli Jagoda też nie miała łatwo,
podczas gdy ja się biłam ona co sil
usiłowała rozbroić ładunek z dwoma
zapalnikami i zabezpieczeniem przed
unieszkodliwieniem. Tą część, relacji
opowiedziała mi po akcji.
Na początku pazurem wysuniętym niczym
ostrze, będąc już w ludzkiej postaci,
rozprawiła się z zabezpieczeniem, które
było czułe tylko na narzędzia metalowe itd.
Nie pomyśleli o naturalnych ostrzach. Gdy
zakończyła pracę z zabezpieczeniem
pozostała minuta i kilka sekund. Wzięła się
za pierwszy zapalnik, poszło gładko...
Następnie drugi już był problem i to zajęło
następne dwadzieścia sekund!
Główne wnętrze bomby otworzyła pazurem
tnąc wierzchnią warstwę niczym nożem.
Wyciągnęła dwa kabelki czarny i czerwony,
przecięła czerwony i usłyszała łagodny syk
unieszkodliwienia ładunku. Ruszyła przez
zakurzone pomieszczenie chcąc wyjść, ale
musiała ominąć jednego typka od karaczana,
który schował się za filarem bez broni ale
w tej głupiej czapce karaczana i
krótkofalówką.
Skorzystała z okazji gdy coś meldował
czarnemu karaczanowi i podeszła do niego od
tyłu wbijając wszystkie pięć wyciągniętych
na maxa pazurów w klejnoty i szarpnęła
lekko w dół słysząc satysfakcjonujący
odgłos spadających na ziemię genitaliów i
ten okrzyk szalony.
Wyszła na powietrze i powiedziała z kocim
miauknięciem zadowolona że poradziłam sobie
z wszystkimi łobuzami od karaczana:
- I wszystko jasne!
Szybko zjawiła się telewizja i
odpowiednie służby. Były zdjęcia i wywiady
ale wszystkim zajął się Andrzej i... Tomek?
Co on tu robił? Miał być w Agadirze i jakim
cudem dotarł tu tak szybko, a obok niego
stała Asia, a za nią Paulina. Okazało się,
że byli w trakcie podróży do Barcelony w
celach służbowych po jakieś papiery gdy
dzwoniłam i mieli dotrzeć za dwadzieścia
minut, a mi o niczym nie powiedzieli.
Tomek podszedł do mnie i wręczył mi
laptop, wiedziałam co zrobić. Usiadłam na
krawężniku ulicy i zaczęłam pisać ową
relacje w towarzystwie Jagody, która mi
opowiedziała co robiła w środku.
Świat się zmienił, byłem w domu i właśnie
robiłem kawę dla wujka Stefana, a obok
niego na ławie w kuchni siedział nasz nowy
towarzysz po świętej pamięci Tequili,
owczarek niemiecki, jasno umaszczony,
imieniem, Hektor!
Hector zaszczekał wesoło dwa razy, a ja
zacząłem opowiadać jaką wizję miałem przed
chwilą. Wujek uśmiechnął się szeroko i
rzekł:
- Dlatego ci nie przeszkadzałem gdy
stanąłeś jak wryty, tak, że sam musiałem
zalać kawę i wyłączyć gaz. No, a teraz nie
patrz się na mnie jak sroka w gnat, tylko
biegiem do komputera i zapisz ową historię
na miarę super kina akcji.
I tak to powstało!
Do następnej przygody, hej!
All rights to the stories are reserved !
TOMEK, MAGDA, ASIA, WIKTORIA, OKTAWIA,
JAGODA, PAULINA i ANDRZEJ spółka s.o.s.
POZDRAWIAMY
Jeszcze raz dziękuję za wszystko i
pamiętajcie, że moc wyobraźni to prawdziwy
dar, wystarczy jej zaufać, a pozbędziesz
się wszelkich mar!
Nigdy nie rezygnuj z marzeń,
bo to że coś nie dzieję się teraz,
wcale nie oznacza, że nie nastąpi nigdy!
TOMEK
Dziękuję za wszystko, każdy głos, dobre słowo, uwagę i dobrą radę ;) Dziękuję, że jesteście i pamiętajcie, to wy jesteście WIELCY!
Komentarze (23)
Długie, ale z przyjemnością i zaciekawieniem
przeczytałem :) Pozdrawiam serdecznie +++
Ech fantazja i wyobraźnia!! Co byś Ty robił, gdyby nie
ona?
Fantastycznie poradziłeś sobie z Barceloną :) Jak
zawsze z przyjemnością czytam i wracam. Pozdrawiam
serdecznie :)
:)
Kolejna świetnie opowiedziana historia pełna napięcia
i akcji... Pozdrawiam Cię serdecznie i do następnej
przygody :)
Witaj,
dałeś kolejny dowód, że fantazji tobie nie
brakuje.
Uśmiech, pozdrowienia /+/.
Fajnie poprzez wersy tam z Tobą, z Wami być, z
podobaniem przeczytałem, pozdrawiam serdecznie.
ahoj przygodo
Oprócz interesujących przygód, w tekście zawarłeś
również ciekawe informacje, co stanowi realny wątek
Twojej literackiej fantazji.
Udanych dalszych przygód życzę.
Jak zwykle wyobraźnia u Ciebie Tomku działa na
całego. Moc emocji, wartka akcja, chce się czytać.
Serdecznie pozdrawiam życząc miłego dnia :)
Z podobaniem prozy serdecznie pozdrawiam, zasłużony
głos zostawiam :)
Gratuluję wyobraźni Tomku. :)
Pozdrowienia dla Twoich aniołków.
fajnie było znaleźć się w Twoim (Waszym) świecie.
Wspaniale Barcelonę zaliczyłeś i nam opisałeś jak
było. Dziękuje serdecznie i pozdrawia ekipę s.o.s.
Witaj Tomku.:)
Dziękuję, za emocje, dziękuję za przeniesienie się na
chwilę, w inny świat.:)
Pozdrawiam całą ekipę Tomka.:)