Wyprane.
Pachnie jeszcze mroźnym powietrzem,
Przeszywającym płuca ostrym oddechem,
Co podrażnił najdalsze zakamarki serca.
Czyste, wywieszone na sznurze
niepowodzeń
I zwątpienia,
Co zbyt łatwo osiąga poziom alarmowy.
Białe, no prawie białe,
Z niektórymi rzeczami przecież nie można
tak od razu,
Tak raz i już, i już po plamie!
Zostają. Szczególnie te z krwi zakrzepłej,
Z ran serca mojego co drze się,
Lub drą je,
Lub ja sama kaleczę.
Później zszyję, wypiorę i czekam.
Rzucę w deszcz na trawę
Rozdeptaną wcześniej moimi upartymi
stopami,
Niech zazieleni się, niech zazieleni!
Niech jeszcze raz nadzieja przybędzie!
Przecież najgorzej być bezbarwnym,
białym,
Czyż nie?
Zapełnić się od nowa, lub wymienić się na lepszy model, choć w połowie. Zmienić coś w swym życiu, w sobie. Dedykuję Nadziei, proszę, przybądź.

green.


Komentarze (4)
podoba mi się ten wiersz - i tu mała refleksja
najszczęśliwsze dziecko to takie , które wraca z
zabawy brudne...
nadzieja moja kochana jest w Tobie... tylko schowała
się głęboko.. poszukaj a znajdziesz :*
zwykłość mnie zabija.
może to jedno z elementów które mnie napawa strasznym
lękiem, że mogę być taka jak wszyscy.
nieodróżniana pośród tłumów.
trafna wymowa i porównania, głosuję