Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Wyższa matematyka

Próbka prozy.


Pozbycie się nałogu palenia papierosów nie jest taką prostą sprawą jak by się mogło wydawać. Ot laik powie wystarczy po prostu nie kupić i zgodnie z zasadą nie masz - nie palisz.
No tak, ale to jest rada laika a nas skręca, nosi z kąta w kąt, aż koniec końcem idziemy do kiosku i kupujemy następną paczkę „smoczków” jak mawiał mój tata.
Ja potrzebowałem do tego procederu skorzystać z wyższej matematyki. Cały ten szereg równań, dziwnych zbiegów okoliczności, musiał ułożyć sam Pan Bóg. Bo to normalny człowiek choćby i z jakimś tytułem, wpadłby na taki oryginalny pomysł? Mówię tak bo doskonale znam siebie i te niby swoje silne postanowienia.

Popalanie zacząłem już w podstawówce, ale o żadnym tam jeszcze zaciąganiu się nie było nawet mowy. Rozpaliłem się na dobre dopiero w wojsku.(W myśl zasady, kto nie pali ten pracuje) Te informacje podaję tak tylko gwoli wstępu.

Któregoś to pięknego dnia zachorowałem na grypę, a może to było tylko zwykłe przeziębienie? No, ale mniejsza z tym, nie oto przecież chodzi. Po prostu zachorowałem i położyłem się do łóżka. By nie marnować czasu wziąłem sobie trzy poduchy pod głowę, drugą taką samą ilość książek i po tygodniu gorączka spadła. Narodził się za to tępy jednostajny męczący ból głowy. Zareagowałem zdawać by się mogło prawidłowo wyciągając kartę do lekarza domowego. Tekturowy kartonik z numerem osiem schowałem do kieszeni i nie spiesząc się
powędrowałem pod gabinet przyjęć.
Na poczekalni dziki tłum. Więc się pytam - kto z państwa jest posiadaczem numerka siódmego?
Cisza...
W końcu ktoś tam skrzeczącym głosem mówi: kolejka obowiązuje według kolejności przyjścia. No więc nie pozostało mi nic innego tylko zapytać kto ostatni, oprzeć się o ścianę i czekać. Byłem chyba ze trzydziesty gdyż w międzyczasie dochodziły jeszcze te osoby które w bardzo cwany sposób wykorzystywały wolny czas robiąc sobie zakupy. No ale w końcu przyszła kolej i na mnie...
Już , już mam zaraz wchodzić a tu wtacza się jakaś ogromna babsztyl i pyta się kto ma numerek osiem. Ja, odrzekłem nie przeczuwając wiszącej w powietrzu awantury. Ona na to, bo ja mam siódmy a więc jestem przed panem i na chama władowała się przede mną do gabinetu.
Myślałem, że mnie zaraz tam na miejscu szlak trafi. No ale na szczęście długo nie zagrzała miejsca i wytoczyła się za chwilę z powrotem.
Teraz ja stanąwszy przed doktorem zacząłem nieśmiało skarżyć się na ból głowy. Ten zaczął udawać, że mnie nie słyszy a zresztą czort go tam wie. Kazał zdjąć koszulę, kaszlnąć, przyłożył słuchawkę w okolicę serca i zaraz kazał mi się ubrać. Ot i całe badanie miałem za sobą.
Jeszcze nie zaciągnąłem paska gdy ten już mnie pouczał:

Pan niech mi tu nie zaprząta czasu swoim bólem głowy, przy tak chorym sercu. Tu ma pan skierowanie do szpitala, w międzyczasie zrobić prześwietlenie i EKG.
Teraz to już naprawdę zbaraniałem.
Już w drzwiach wytłumaczyłem żonie w czym rzecz. Ta w płacz, ot nieszczęście zwaliło się na nasz dom.
EKG robiono w całkiem innej dzielnicy a więc na drugi dzień w drogę, nie miałem na co czekać.
Tu okazało się, że obowiązują zapisy. Żona więc hyc do pani pielęgniarki ,że to niby tylko po informację. Już po minie widzę, że jest OK. Zostanę wyczytany i obsłużony jako pierwszy bez kolejki, że to niby poważny przypadek.
Zły jestem, bo mógł baran dopisać "Cito" i nie było by takiej nerwówki.
No, ale już wzywa mnie pielęgniarka, koszula na krzesełko elektrody i zaczynamy.
Z zawodu jestem tym co to niby wszystko potrafi i zna się. Aparat włączony a ja czuje leciutki jeszcze nie wyczuwalny swąd palących się kabli. Kątem oka zerkam więc i widzę, że faktycznie z przyrządu teraz już na całego wali dym. Pani pielęgniarka wyjmuje wtyczkę z kontaktu i koniec przyjęć. Na poczekalni szum, jakbym to ja był winien awarii.
No nic „EKG” już jest, teraz tylko rentgen klatki piersiowej. Żona ma na szczęście długopis o kolorze przypominającym bazgroły lekarza pierwszego kontaktu. Bez zastanowienia dopisuję Cito. Nawet charakter pisma się zgadza jak byśmy to razem studiowali Bóg wie na jakim uniwersytecie.
Teraz tylko potrzeba żeby klisza pękła i będę miał komplet badań. Mruczę tak sobie pod nosem na wszelki wypadek.

Nabrać powietrza w płuca nie ruszać się i nie oddychać. Badanie pilne, odbiór jeszcze tego samego dnia. Raniutko na trzeci dzień walimy do szpitala. Przed wejściem ostatni papieros , jeszcze kilka głębszych sztachów i jesteśmy na izbie przyjęć. Za chwilę zjeżdża windą młodziutka lekarka, żona tłumaczy co i jak z EKG, chwila wahania z jej strony i ląduję na "Kardiologii". Jest piątek dostaję przystawkę na korytarzu i czekam. Przychodzi sobota nic, niedziela nic, w poniedziałek EKG
Wtorek nic, środa test wysiłkowy. Środek zimy palić się chce jak jasna cholera. Papierosy i zapałki noszę przy sobie w pidżamie. Zapaliłbym i boję się. Widzę wokoło męczących się ludzi. Siłą woli wytrzymuję piąty dzień bez papierosa. Ból głowy minął sam, zaraz po wyjściu z przychodni. Wiem coś nie coś na ten temat, bo ja jestem z tych wrażliwych na stres. Jeszcze jedno badanie, jeszcze coś tam sprawdzają i znów piątek, sobota, niedziela. Lekarz prowadzący unika jakoś ze mną ze mną szczerej rozmowy w cztery oczy. Ordynator w ogóle nie podchodzi do mego łóżka.
Od kilku dni jestem już na sali a więc elegancja Francja. Żona co dzień przynosi wałówkę. Żyć nie umierać jednym słowem, gdyby nie ta wredna choroba serca.
Nie palę już dziesiąty dzień. Lekarz napomyka coś o wypisie. No i po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu jestem nareszcie w domu. Nie palę i jakoś nie ciągnie mnie zbytnio. Boję się, łykam przecież pastylki. Po miesiącu wyrzucam pomiętą paczkę do kosza.

Jestem wolny od nałogu.

Pieniążki cieszą się wesoło hałasując w kieszeni. Po jakimś dopiero czasie dowiedziałem się, że te pół pastyleczki co łykam dziennie na to moje „schorowane serce” to jakaś tam odmiana zwykłej aspiryny.
To niepokojące kołatanie serca to przez tą grubą jędzę wciskającą się bez kolejki. Wystarczyło by dać jej wtedy w mordę i byłoby po sprawie. Na pewno od razu bym się uspokoił.

No ale co, zacząć palić? Chyba bym musiał na głowę upaść.

Czy ktoś wyobraża sobie wymyślniejszą pułapkę niż ta którą zastawił na mnie Pan.
Wierzę, że to tylko i wyłącznie dla mojego dobra.

To co opisałem w tych kilku zdaniach to szczera prawda nie jakieś tam opowiadanie niby oparte na faktach autentycznych. Ja to po prostu przeżyłem osobiście.

No i proszę można rzucić palenie – można. Tylko trzeba tego dobrze chcieć. Puścił bym w tym miejscu teraz oczko, ale tak jakoś na papierze nie za bardzo mi jeszcze wychodzi...

autor

Okoń

Dodano: 2022-09-13 14:32:01
Ten wiersz przeczytano 1338 razy
Oddanych głosów: 24
Rodzaj Bez rymów Klimat Ciepły Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (21)

_wena_ _wena_

To nie wyższa matematyka, tylko silna wola człowieka
pozwala wygrać walkę z nałogiem. Smutne jest to, że
gdy pojawia się poważna choroba, dopiero wtedy w
trosce o swoje zdrowie pacjenci starają się uporać z
nałogiem. Słabszym psychicznie przychodzi to z trudem.
Niektórzy nałogowi palacze, mimo zagrożenia życia, nie
rzucają palenia papierosów. Pracowałam w szpitalu jako
pielęgniarka i niejednokrotnie miałam do czynienia z
takimi pacjentami.
P.s. Fakt jest faktem samym w sobie bez dodawania
wyrazu "autentyczny" błędnie używany w mowie i w
piśmie.
Pozdrawiam :)

JoViSkA JoViSkA

Bardzo ciekawie :) Pozdrawiam z podobaniem :)

Pan Bodek Pan Bodek

Kolejna udana proza, Andrzeju! +++

Wiem, znam ten bol. Tez rzucilem. Udalo sie.
Rozkrecasz sie w prozie...

Pozdrawiam serdecznie. :)

sisy89 sisy89

Ciekawie napisane i przynajmniej korzyści z tego
wynikła :)


Pozdrawiam serdecznie :)

JerzyZ JerzyZ

Też miałem taką przygodę z kolejką do lekarza,
niestety!

@Najka@ @Najka@

Ja rzucałam trzy razy, ale to dawne dzieje ...pamiętam
tylko jaka byłam wniebowzięta gdy mi mówili ty już nie
palisz?...fajna proza...pozdrawiam ciepło.

Sotek Sotek

Nie wiem co to nałóg palacza, ale zdaję sobie sprawę,
że z pewnością nie łatwo się go pozbyć.
Treść opowiadania super.
Pozdrawiam
Marek

ChybaMarzycielka ChybaMarzycielka

A to czyta się całkiem dobrze. Klimat, tempo,
zaciekawienie, życie. Pozdrawiam

kazap kazap

ciekawie napisana proza

pozdrawiam

wolnyduch wolnyduch

Ciekawie o rzuceniu palenia,
jak widać problem z sercem w tym pomógł, ja nigdy nie
paliłam, zatem osobiście nie wiem jak trudno jest
rzucić papierosy, ale mój syn, który palił naście lat,
rzucił je z dnia na dzień, i nie pali póki co rok,
zatem można, jeśli ma się silną wolę.
Pozdrawiam serdecznie, jak zwykle z plusem.

Babcia Tereska Babcia Tereska

Co prawda ważny jest sposób rzucania palenia, ale
skutek jeszcze ważniejszy.
A proza ciekawie się plecie...
Pozdrawiam

amarok amarok

Świetna lektura:)
W moim otoczeniu nie ma osób palących, więc z tym
większym przekonaniem mówię: tak trzymać:)

bronislawa.piasecka bronislawa.piasecka

Piękna dobrze poprowadzona opowieśc. Mój syn pali, ale
drugi po operacji serca nie pali. Serdecznie
pozdrawiam i gratuluję zwycięstwa.

użytkownik usunięty użytkownik usunięty

I kolejna bardzo ciekawa i dobrze poprowadzona
opowieść. Widzę, że w prozie, jak i w poezji czujesz
się doskonale :)

I również podziwiam, chociaż nigdy nie paliłem, ale
wiem od znajomych, jak ciężko rzucić...

Pozdrawiam serdecznie :)

krzemanka krzemanka

Ciekawa opowieść. Wypada pogratulować autorowi siły
woli:)
Miłego wieczoru Okoniu:)

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »