Wzgórze
Leżąc na dnie uśmiechnięty smutno,
obóciłem się twarzą do księżyca.
A kiedy oczy ujrzały odległy horyzont
to zrobiło się zimno, a ziemia
zadrżała.
Zza wzgórza wzniósł się ciemny
kształt,
kształtem nie przypominając mi niczego
co bym widział.
Trawa była ciężka i mokra w moich
rękach,
gdy wspinałem się do góry.
Wchodziłem wolno coraz wyżej,
ale brakowało mi siły.
Za wolno i za ciężko.
Jego nóż zakrwawiony błyszczał w świetle
lampy,
kiedy wyszedł na ulicę umyć go w
kałuży.
Już mnie nie gonił, nie pamiętał o
mnie,
kiedy gładził palcem ostrze.
Tamten drugi schował się za drzewem i
czekał,
a ja zawołałem do niego: Chodź!
Ale on powiedział, że nie przyjdzie.
On mu zabronił i zagroził głośno.
A ja byłem już wysoko,
sam byłem zdziwiony jak szybko się tu
znalazłem.
Coraz wolniej i trudniej,
ale jakoś mi to szło.
Brudna ziemia była bardziej miękka,
milsza w dotyku, kiedy opierałem na niej
ręce.
Pod paznokciami miałem jej dużo,
były teraz czarne i krwawiące.
Za mną ryknął tamten drugi,
postanowił spróbować.
Ale zobaczył jak wolno i ciężko,
szybko zrezygnował.
Ja szedłem coraz wolniej,
znowu coraz trudniej.
Kiedy on stoczył się na sam dół
i płakał w błocie ulicy.
Nie patrzyłem jak spadał,
ale czułem że i ja mógłbym spaść.
Czemu by nie spaść i nie skończyć?
A tak tylko coraz wolniej i ciężej.
Chmury wcale nie są jaśniejsze,
chociaż każda jest ciemniejsza od
poprzedniej,
kiedy na nie patrze łzawiącymi
oczami.
Nie widzę zbyt wiele w tej mgle.
Wiem tylko tyle, żeby iść w góre.
Chociaż coraz wolniej i ciężej,
to idę. Chociaż bardziej się czołgam
z kolanami obdartymi ze skóry.
Może pozostawiam ślad dla innych,
w rzadkiej konsystencji gleby,
ale czemu nikt nie zostawił mi
szlaku,
jestem pierwszy i nie podążam za
niczym.
Tylko krew spływa wolnym strumieniem,
bo tu wszystko wolno i ciężko.
Powietrze jest ciężkie gdy biorę
te wolne pojedyncze oddechy.
Coraz wolniej i ciężej.
Tu powinno pojawić się jakieś zakończenie ale... Narazie go nie znam.
Komentarze (3)
"Coraz wolniej i ciężej" też jest dobrym zakończniem..
Daje możliwośc refleksji nad dalszymi chwilami
wydarzeń z wiersza...
najpierw myślałam, że to była nocna mara...sen...
teraz myślę... że to wiersz z rozbudowaną alegorią o
zmaganiu się z przeciwnościami... po wyborze innej
drogi niż ta, którą proponuje środowisko..., albo
otaczająca nas grupa towarzyszy??? - z półświatka???
- i dlatego łatwo spaść jak tamci???
cholewka, ale mnie zainteresowałeś żebyś ty widział
teraz moje oczy? cos fenomenalnego, choć to
wierszowana opowieść ma w sobie ukryty wulkan emocji.
A wiesz ,ze ja zawsze jestem liderem? ide sobie pośród
cierni i toruje drogę a kto idzie za blisko dostaje po
twarzy, z odbicia gałęzi. Tak to jest ta krew jest
taka magiczna. zacząłes niezwykłą wędrówke to ja
kontynuuj. Pomyśl co dalej jakieś wilcze doły? albo
nie spodziewane wysokie skały na drodze?