Zachód słońca
zachód słońca znowu nakrywa mnie
kołdrą z lnianej przędzy łez
przynosi mi śniadanie do łóżka
i mamrocze cicho nuty bezdennej
kołysanki samolubnej księżniczki
wyginam wzrok
ujarzmiam ciemność słowa
i znowu czubek nosa wkładam
do nie swojego ciała
żegnam
opuszkami palców rysuję
krainę wieczności
i zamykam na rzęsach
taniec podniebny
zaklaskały śmiechy
wschód słońca - od początku
koło zatacza na horyzoncie
pełnym swobodnej harmonii
odkrywam puszystą giętkość ciała
żegnam...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.