Zanim odejdę
/ Śmietnik duszy /
pustym wzrokiem wpatruję się w ciemność
wspomnień ostrze serce moje i duszę
rozdziera
i nadciąga noc kolejna drapieżna
z której nasza niemoc się wyłania
puls rozsadza moje skronie boleśnie
niech ktoś w końcu wyłączy tę ciszę
staje się już nie do wytrzymania
echo niesie przebrzmiale słowa
każdym świtem nićmi światła tkanym
lecz powtórki z życia nie będzie
a skrywane głęboko marzenia
pozostaną zabiorę je wszędzie
ale tak na wszelki wypadek
padnę na twarz przed boga obliczem
bo gdy czas się w końcu wypełni
stać z czymkolwiek jest lepiej niż z
niczym
a i diabłu ogarek oddałem
tęsknotami targany namiętnie
no a diabeł nasze pragnienia
przeciw nam obraca umiejętnie
chciałbym krzyczeć lecz głos więźnie w
krtani
samym słowem tego muru nie skrusze
roztrwoniłem to co najlepsze
a brylanty otrzymane od losu
rozdeptały stratowały wieprze
niemym szeptem namaluje nam jutro
kolorowe przepiękne pejzaże
i przy stole zastawionym suto
poczekamy razem
co los przyniesie i czas pokaże
sprawy byłe onegdaj wielkimi
dzisiaj dawno już zapomniane
setki twarzy śmiech i łzy wraz z nimi
mniej trwałe niż tatuaże
nie tej ciszy nie da się zagłuszyć
błysk geniuszu? czy szaleństwem gnany?
ktoś napisał nam algorytm duszy
obciążając go balastem wiary
was biorę na świadków że me chęci
szczere
jarmark przeróżności nagle się wyłania
wabi kolorami dobiega muzyka
zamroczona zgiełkiem gawędź roztańczona
i gromadka dzieci wesolutko bryka
na barwnych straganach do kupienia
wszystko
duma i obłuda pychą okraszona
fałsz podstęp i zawiść leżą obok siebie
stanął mąż w kolejce obok stoi żona
iluzje dostatku kupisz tu za grosze
i w ciągłej pokusie blaski tego świata
miraże rozkoszy przed nami roztacza
przypadkowym bóstwom czynimy ołtarze
i wznosimy modły pomocy błagając
bóstwo w srogim gniewie za grzechy
ukarze
ale czy pomoże?
tego już nikt nie wie
wstawcie się i za mnie
bo ja nie potrafię
błagać przebaczenia za niepopełnione
a skalane grzechem uczynki me podłe
może jakimś cudem będą odpuszczone
w tym wyścigu o nic
zmuszonym brać udział
uczestnictwa w życiu takie są wymogi
odrzuciwszy wszystkie ambicje i plany
pokonuję ciągle coraz wyższe progi
krew i rubin jedno
szkarłatem szlachetnym
pięknie malowane
ogień w nich zaklęty
płonie lecz nie pali
jego moc magiczna
bo gdy brak nadziei
nawet w blasku słońca
widać go z oddali
dziękuję że byłaś
życia mego muzą
czyniąc tak niewiele
zrobiłaś tak dużo
łuczywa ognikiem ścieżka oświetlona
migotliwe światło rysuje kontury
ciężko po niej stąpam
ponaglany wrzaskiem
wije się meandrem pnąc ciągle do góry
tynk spękał na ścianie
w miejscu kalendarza
upływ lat odmierza bezszelestnym krokiem
jak złodziej się skrada
i wciąż naprzód zmierza
cicho lecz wytrwale
nie dostrzeżesz wzrokiem
nim mroźne upiory
z sinymi wargami
stalowym uściskiem
duszę moją schwycą
diabeł to czy anioł?
szepcze mi do ucha
żyjcie pełnia życia
nim nadejdzie skrucha
popioły te były kiedyś klejnotami
miłość i nienawiść często idą w parze
krnąbrne ciało omdlewa
doświadczeniami smagane
koło życia tocząc
po ścieżkach i wybojach
i pokłady bólu prawie wyczerpane
teraz całej sprawy
puenta albo sedno
z pewnością tej drogi
wtóry raz nie przejdę
siły już nie stanie
a i czasu mało
z gorącą pokorą proszę was o jedno
pamiętajcie
kiedy już odejdę...
Śmiech i złudzenie tylko pozostały...

Ziuta Oktawa


Komentarze (6)
Ciekawa refleksja skłaniająca czytelnika do głębokich
przemyśleń, pozdrawiam ciepło.
Zanim odejdę wyleję żale w wielki dzban
pozdrawiam
Jestem tutaj ale odnaleźć się jest trudno... portal
tak rozsypany, że nic tutaj nie widzę... poproszę
jakąś życzliwą Osobę o wskazanie mi drogi...
A skoro w okazjach są Urodziny- to wszystkiego czego
pragniesz życzę!
sprawnym piórem wylewają się te żale, ale
tak naprawdę nikt nie jest przymuszany do wyścigu- to
wybór każdego z nas.
Ciekawy.
Zastanawiam się nad tym śmietnikiem duszy