Zapłakana
W długiej kapocie
w kaloszach po kolana
przyszła do nas Pani
z samiutkiego rana
Jeszcze słonko było
na wschodzie w pościeli
na niebie ciemne chmury
mówiły że pobieli
Nadziei i odnowy
zapach z sobą niosła
wśród deszczu i wichury
przyszła do nas wiosna
Boćki już widziałem
w gnieździe obok drogi
też miały mokre skrzydła
i ubłocone nogi
Coś mi się tu wydaje
że ciut się pośpieszyła
z siłami na zamiary
się nieco przeliczyła
Tak stoi w mym ogrodzie
jak wróbel przemoczony
aż boćki robią oczy
i śmieją na głos wrony
Pamiętam ją świeżutką
ubraną w zwiewne szaty
sadziła nam na klombach
wiosenne piękne kwiaty
Wiary więc nie tracę
że jakoś się pozbiera
i słonko mnie ogrzeje
zamiast-- kaloryfera

Gregcem




Komentarze (9)
No tak, trzeba ją ugościć.
Dajmy się jej na całego rozgościć:)
Ładny wiersz.
Pozdrawiam.
Marek
uroczy wiersz, a najbardziej boćki w ubłoconych
nogach.
pozdrawiam wiosennie :)
Temat aktualny, dziś pierwszy dzień wiosny.
Przeszkadza mi trochę nierówna liczba sylab w wersie
(5,6,7)
miłej wiosny
Nadziei i odnowy
zapach z sobą niosła
wśród deszczu i wichury
przyszła do nas wiosna
jeszcze troszeczkę i rozsadzi się na klombach
Słońce też kaloryfer...tylko ciut rozrośnięty.
Trochę zabiegana , czaem zapłakana
ale jakże piękna i wyczekiwana :)
Z wielkim podobaniem i pozdrowieniem :)
Tak, z tą wiosną różnie bywa,
niech za serca zacznie chwytać,
a nie tylko siać nadzieję
oczekiwań tkając rydwan. :)
Serdeczności