Zbyta Zwykłość
Kur okiełznać się nie daje
Z rykiem oko, nogę wznoszę
Trata Tutu i po krzyku
Ciągnie się tendencja kichy
Przegłaskanie trawy w śmiechu
W gracji turkot trutej obecności
A u kostki chucky niewidzialna mruga
Stąpam dalej – się nie patrzę
Pół dnia
Katarynka na kibelku plumka
Z drzwiami rację wytłumacza
Ręka zlewu tłoczy gąbkę
Światło czasem oczko strzela
Tam układam pozę dłoni
Klawisz ‘piątka’ uciekł z
drzewa
Tyłek w niepokoju zrywa
Promyk wysłanego wzroku
Dwa pokoje
Tiki riki, ślepo kąsa się powietrze
Zagęszczona śluza włosa
Uduszana przy zastoju…
I chusteczka traci wątek
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.