Zwierzenia dziewczyny...
Pamiętam tamten dźwięk telefonu pośród
ciszy.
Powiedzieli że umarł i nigdy mnie już nie
zobaczy ani nie usłyszy.
Chwyciłam klucze,
zamknęłam drzwi.
Idąc przez puste ulice,
modliłam się,
aby jednak żył.
Prosiłam,
aby tamte słowa były tylko żartem,
ale me prośby okazały się nic nie warte.
Przyszłam na oddział.
Chwyciłam za rękę lekarza,
a on powiedział
"Przykro mi, ale tak czasem się zdarza"
Padłam na podłogę i krzyczałam z
rozpaczy.
Błagałam,
by pozwolili mi dotknąć go i zoabczyć.
Po podniesieniu prześcieradła zobaczyłam
siną od uderzeń twarz.
Będę go widział do końca życia w swych
snach.
Nie Cracovia,
lecz ja płakałam,
gdy za nią oddał serce.
Dziś plując na szalik wiem,
że nie odbierze mi nikogo więcej.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.