Drugi pies
Próbka prozy. A maj był taki piękny...
Zdezelowana Nyska nie spiesząc się,
przemierzała kolejną zabłoconą uliczkę
„Wielkiej Warszawy”. Zlecenie na przewóz,
matka załatwiła mi wiele dni naprzód. Z
wezwaniem jednak zwlekała do ostatniego
dnia.
Teraz siedząc wygodnie, przyglądałem się
brązowym butom ojca, wciśniętym na moje
nogi. Drażniła mnie mnogość dziurek
służących niby to do wietrzenia stóp, niby
ozdoby a może do obu tych zadań naraz?
Odruchowo wprost czułem wpadające przez nie
zimno. Matka czyszcząc musiała pomylić
szczotki, gdyż gdzie nie gdzie prześwitywał
odcień czarnej pasty, a może podczas samego
już glansowania buty zatraciły swój
pierwotny wygląd? Trudno mi by było, w
każdym razie, coś mądrego na ten temat
teraz wymyślić.
Przypomniały mi się natomiast, moje
pierwsze buty narciarskie. Takie ze
ściętymi czubami. Patrząc na nie, nigdy nie
mogłem wyobrazić sobie w nich miejsca na
palce. Po prostu noga wchodziła w nie i
już. Chociaż nie miałem nart, to w oczach
kolegów widziałem podziw, a może i zazdrość
z mojego nowego nabytku. Pewnego razu
przemoczyłem je do tego stopnia, że ze
skarpet musiałem wyciskać wodę. Jak dziś
pamiętam swoje na granatowo ufarbowane
przemarznięte stopy. Z samych paznokci
przez wiele jeszcze dni nie mogłem zmyć
koloru ultramaryny. Nie chcąc mieć awantury
zacząłem je podsuszać na niewielkiej
elektrycznej maszynce do gotowania. Szło to
nad wyraz opornie, musiałem naraz walczyć
ze snem, jak i wilgocią zalegającą w
każdym zakamarku. Z ojca butami nie byłoby
tyle kłopotu, setki otworków na pewno
poradziłoby sobie dzisiaj z wodą .
Zająwszy się pantoflami nie bardzo
zwracałem uwagę na psią kłótnię, dochodzącą
z przednich siedzeń pojazdu. Rudy kundelek
ujadał zaczepnie, zgryźliwie, miał jakieś
pretensje do tego drugiego psa. Tamten
większy o głowę, potężniejszy, być może i
rasowy, odpowiadał głosem uległym,
próbującym raczej dogadać się, wyjaśnić. Ze
strzępków rozmowy jaka mnie dochodziła,
zacząłem z wolna rozumieć powody awantury.
Ten drugi nie chciał kundelkowi dopisać
jakichś dodatkowych kilometrów, związanych
bezpośrednio z moją osobą. Często w ich
głosie przewijał się mój adres
zamieszkania. Kundelek wtedy zdejmował
łapki z kierownicy i walił w nią, lub też
pukał się nimi w czoło. Wyglądało to
naprawdę śmiesznie, chociaż mnie wcale do
śmiechu nie było. Obawiałem się ich obu, a
nuż cały swój gniew przeniosą naraz na
mnie? Zły byłem na matkę, że nie ma jej tu
razem ze mną Czułbym się przecież o wiele
bezpieczniej. Po za tym kundelek w każdej
chwili mógł spowodować wypadek i co? Któż
by uwierzył, że to on prowadził samochód?
Ten drugi na pewno stanąłby po jego
stronie. Siedziałem więc cichutko jak
trusia, nie wiedząc co dalej. Na szczęście
wjechaliśmy w bramę z napisem : Szpital dla
Psychicznie i Nerwowo chorych. No to jestem
w domu pomyślałem. Ten rasowy wziął mnie
pod rękę, widząc moje uginające się ze
strachu nogi i zaprowadził na izbę przyjęć.
- Jest pan panie Jasiu u nas z powrotem.
Jak oparzony odskoczyłem od drugiego i
stanąłem za panią Jadzią. Drugi pies
uśmiechnął się w milczeniu pod wąsem. Byłem
cały i zdrowy. Cieszyło mnie to, że
potrafię wychodzić z takich opresji. Zawsze
od dawna tłumaczę i powtarzam sobie: Jasiu,
tylko spokój może Cię uratować. Staraj się
panować nad emocjami.
Jak na razie, widać Bozia i mój rozsądek
idą w parze.
Komentarze (23)
Super.
A czy zauważyłeś że stanąłby pisze się razem? (chyba
nie)Już raz to napisałam.
Świetnie i przewrotnie to wyszło. Taki neutralny
początek, potem już w jednym kierunku z niesamowita
puentą. Pozdrawiam
Czy to opowiadanie jest o psach? Nie.
Tylko Anna trafiła w dziesiątkę czytając ten tekst.
Pozdrowienia dla wszystkich komentujących.
Z przyjemnością i zainteresowaniem czytałam. Ludzie
powinni od psów uczyć się przyjaźni i miłości.
Pozdrawiam serdecznie z uśmiechem:)
fajna obserwacja psychicznie chorego człowieka.
Stanąłby.
Bezinteresowność zwierząt.
Tak się zastanawiam czy my potrafimy kochać tak jak
one.
Ciekawe.
Jazda że hej!!
Głos mój i szacun jest twój!!!
Z podobaniem przeczytałem, panowanie nad emocjami,
rozsądek to ważne cechy w życiu, pozdrawiam
serdecznie.