Epifania
trzepot srebrnopióry
napowietrzną muzyką
potężniejąca Gloria
Nowonarodzonego kwilenie
dziecięce. Który
chociaż ubogi
ma przecież
u Ojca
niepojętą przestrzeń
Na skrzydłach
anielskich powietrze
gwiaździście uskrzydlone
Smużkę mirry
kadzidlanych grudek
Żywiczny żar
Błysk złota
Pierwodruk w tomiku autorskim: Radość Świętowania albo Ogrody Żupne. Kraków 2005
autor
Lidia
Dodano: 2023-01-06 01:48:14
Ten wiersz przeczytano 1818 razy
Oddanych głosów: 6
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (6)
Przypadkowo odnalazłam swój dawny tekst na literackim
portalu "PubliXo", gdzie tak napisałam o tzw. "magii
Świąt" z mimowolnym lub pośrednim odniesieniem do
wykasowanego mi tutaj, nie wiedzieć czemu, wiersza:
W pewnym wieku oraz po określonych doświadczeniach
wreszcie zaczyna się mieć wszystkiego dość. Tak, dość.
Dosyć dawnego kolokwialnego „pentagonu”, czyli
sytuacyj, gdzie „jeden się pęta a drugi goni” niby ci
wciąż nieśmiertelni – przedzierający się przez
zakopiańskie Krupówki - domniemani turyści.
„Dziesięć jajek, mak w puszce, rodzynki, masło
roślinne, proszek do pieczenia…” usłyszałam wczoraj
wychodząc z powiatowych delikatesów. Rzuciłam okiem:
szara, beznamiętna twarz kobiety w nie do końca
określonym wieku, która czytając półgłosem ów rejestr,
bardziej zwracała się w przestrzeń niż do
towarzyszącej jej – niczym ona - mentalnie
przydeptanej - nastolatki.
Bezradosne święta, gdzie akurat obecnego roku niemal
każdy bez żadnego wyjątku przyjmuje pozycję smaganego
batem galernika, choć przecież Boże Narodzenie, to
jednak Boże Narodzenie nawet z całą tą swoją
wrzaskliwą, tandetną „magią”. Szczególnie „magią”
kretyńskich zakupów wspomaganych widokiem
głowonoga-reklamy w osobie pani Doroty W., czyli tzw.
dziennikarki z nader toksycznego przekaziora.
Trzeba być wszak obiektywną, bowiem w minionych
dekadach tak aktualnie nadużywaną „magię” zastępowało
wtedy szaleństwo.
I oto na przykład przyprawiające o migreny „myślenice”
typu: czy na pewno się zdobędzie wymarzoną choinkę
[najlepiej jodełkę: świeżo ściętą, gęstą, wysoką,
oczywiście sobą pachnącą]? Co z karpiem? No i cytrusy
produkt niebłahy, nie mówiąc o grzybach, maśle, kawie,
kakao, orzechach, miodzie, później kokosowych
wiórkach...
Znajomy kierownik Sanepidu [przedwojenny dr wszechnauk
medycznych] w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku
ganiał tuż przed świętami po podległych mu placówkach
handlowych, wydając wodzowskie dyspozycje:
„Zapakujecie mi 2 kg masła, trzydzieści jajek, no i
przydałby się jeszcze z 1 kg nietłustego boczku. Aha,
kontrola wykazała wzorowy porządek „na sklepie i
zapleczu”.
Ogony kolejkowe nie były wprawdzie kolorowe, ale
niemożliwie kłótliwe. No i należało też do dobrego
tonu paradowanie w wieńcach [na szyi, nie głowie]
sporządzonych z higienicznego papieru, niewiele
miękkszego od papieru ściernego; przy okazji karp
uciekał z wiaderka, w drugiej zaś ręce siatka z
czterema pomarańczami, które przypłynęły do polskich
portów, o czym komunikowały ogólnopolskie dzienniki
radiowe radosnymi głosami reżimowych spikerów.
Spotkania rodzinne [oraz nie tylko] obok konsumpcji
skrzętnie zgromadzonych dóbr, obfitowały w – a jakże!
- w mrożące krew w żyłach wojenne opowieści z
jednoczesną prognozą wybuchu III wojny. Wówczas
rozmarzeni tą perspektywą Rodzice, już zaraz, teraz i
natychmiast pakowali się do Lwowa.
A Bóg – Człowiek, urodzony, oczekiwany, pomijany,
zapominany, ponieważ prezenty ważniejsze, szuka(ł)
tego miejsca, którego dla Niego nigdy nie było.
Byłam bardzo młoda: może w liceum, może na studiach,
gdy przeżyłam – pierwszy i do tej pory ostatni raz –
tę swoją jedyną, niepowtarzalną Pasterkę. I musiało
minąć naprawdę bardzo wiele lat, żeby tamto
wspomnienie utrwalić w wierszu [2004] zatytułowanym
„Epifania” [zob. wyżej] i
opublikowanym w tomiku „Radość świętowania albo Ogrody
Żupne” [Kraków 2005] i później przekopiowanym na
literacki Portal „poezja-polska.pl” [grudzień 2013].
Oj, oberwało mi się okropnie od trzech,
przypuszczalnie mocno pokiereszowanych przez los i
życie, komentatorów, jednak z pomocą Bożą plus
życzliwych mi Czytelników, nie dałam się. Mało tego,
że nie dałam, to jeszcze – na szczęście werbalnie –
skróciłam o głową nazywaną makówkę pewną panią Herod;
diabła popędziłam tam, gdzie zostało mu uprzednio
wyznaczone miejsce; na śmietnik w pudle po odkurzaczu
wyniosłam czartowskie łańcuchy, wreszcie do kąta
wepchnęłam śmierć, natomiast jej kosę wystawiłam za
okno, by sobie ciut w grudniowym deszczu podrdzewiała.
Wielkie TAK dla Twojego
radosnego wiersza.
Pozdrawiam serdecznie:))
Moje Boże Narodzenie. Podsumowanie:
nigdy niczego nie tworzę spod sufitu, dlatego
wszystkie zaprezentowane tu teksty posiadają mocne
osadzenie w (nie)realnej rzeczywistości. Tak jak
teraz, czyli powyższa „Epifania”, czyli przepiękne
wspomnienia z kilku pasterek sprzed wielu, wielu lat.
Po przefiltrowaniu własnych wspomnień, wiersz
niniejszy napisałam prawie 20 lat temu. Opublikowałam
w autorskim tomiku i następnie 18 grudnia 2013 roku
zamieściłam na poetyckim portalu „Poezja-polska”. No i
się zaczęło:
http://www.poezja-polska.pl/fusion/readarticle.php?art
icle_id=35635
Krytykantów było trzech, za to jakich! Wśród nich
doskonała skądinąd poetka, niestety chyba mocno
zakompleksiona, która głośno tam wykrzyczała o
betlejemskiej biedzie: identycznej z mojego
późniejszego wykasowanego obecnie przez anonimową
denuncjację wiersza:
http://www.poezja-polska.pl/fusion/readarticle.php?art
icle_id=41178?
Poetka miała ponad stuprocentową rację, szkoda że
zapodaną w takiej formie, lecz równocześnie nikt w
żadnym komentarzu nie wspomniał o „świątecznej magii”,
bowiem czegoś podobnego w Bożym Narodzeniu nie ma, zaś
owi Trzej Magowie, to po prostu analizujący obroty
ciał niebieskich, mędrcy.
Boże Narodzenie wciąż jeszcze trwa, ale częściowo
poznikały – na szczęście – tandetne chińskie
dekoracje. Cały rok celebruje się natomiast Narodzenie
Pańskie w sanktuarium Dzieciątka Jezus w Jodłowej
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dzieciątko_Jezus_z_Jodło
wej gdzie nawet w lipcu śpiewa się tam o przybyłych do
Betlejem pasterzach.
Niech radość świąteczna świat ogarnia, a nowozrodzona
Miłość się rozprzestrzeni we Wszechświecie.
A orszaki to strasznie drogie imprezy. Ale ludzie
lubią to...
Pięknie (na dzisiejsze święto)