Fortel i Metamorfoza
Pewna pani była gruba, i pomimo… a może
właśnie dlatego,
miała amanta niejednego.
Przed mężem zazdrosnym strasznie,
chowała gachów - nie w szafie,
pod łóżkiem, za oknem,
to banalne okropnie.
Paniusia była odważna i harda,
więc chroniła kochanków
w tłuszczyku fałdach.
Tworząc nastrój
do rozmyślania,
jak będzie namiętnie, gorąco, cudownie,
gdy mąż, nasyciwszy chuci, pójdzie.
Niektórzy panowie,
po dziś dzień
w tych piernatach
się pieszczą.
Do świata
już nie chcą.
***
Od poniedziałku się odchudza.
Na poważnie, nie dla zgrywy.
Chce by wrócił czas szczęśliwy
pięćdziesięciu kilo.
Już tam ptaszki w kryjówkach kwilą,
że będzie się działo.
Mało jej życia, radości, uśmiechu…
miłości…
Przepościł ją czas, przeleciał, przejechał,
przewalcował.
Dlatego chciała się schować w zbędnych
kilogramach.
Koniec z tym.
Tak obiecała
sobie, lekarzowi, Bogu.
Jeszcze raz spróbuje posmakować marzeń,
zdarzeń niepewnych,
podniety nocy,
radosnych poranków,
wieczorów brzemiennych nadzieją.
Ludzie się śmieją pod nosem,
to beznadziejne, to się nie uda.
Ona… znowu chuda?
Tak jak w dniu ślubu?
Mrzonka!
Czy pokocha?
Czy odkryje, odnajdzie, zagubione lata temu
chwile?
Czy jak motylek, będzie się mienić
tęczą?
Czy jej doręczą,
anieli skrzydeł wachlarze?
Cóż, w łańcuchu zdarzeń,
wszystko jest możliwe.
Najważniejsze,
że jeszcze,
żyje.
Komentarze (76)
Fajnie, że znów jesteś.
A z fałdkami trzeba trochę powalczyć, ale to wymaga
samozaparcia.
(Ciekam, gdzie potem ukryje swoich amantów?)