Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Gdzie diabeł mówił dobranoc

Próbka prozy, może komuś przypadnie do gustu?

To było jakoś tak w pięćdziesiątym czwartym, może piątym . Kierownik szkoły przyobiecał nam pomoc w utwardzeniu drogi łączącej wieś z odległymi o dwa kilometry kocimi łbami. Pomysł dobry, zdawać by się mogło nawet wyśmienity.
No, ale na takie coś, mógł wpaść tylko człowiek wybitnie operatywny. Nam ludziom wsiowym nigdy by to do głowy nie przyszło. W pobliżu szkolnej kotłowni była spora góra żużla i właśnie ten materiał nieodpłatnie przekazała nam dyrekcja szkoły w osobie pana kierownika. W wolnych chwilach woziliśmy więc go na zmianę naszymi furkami i metr po metrze, budowaliśmy tę naszą nową drogę.

Od tamtej pory minęło już dobre kilka lat i co?

Skandal na całą gminę. Ludzie zaczęli chorować, na tego co to chodzi w wodzie tyłem do przodu. Dwóm osobom nawet się zmarło. Tym darmowym świństwem zapaskudziliśmy całą okolicę. Przy wietrznej pogodzie, kurzem pokrywały się wszystkie chałupy a przy tym jak wiadomo i nasze płuca też wyglądały niewiele lepiej.
Ot pomysł, chciałoby się powiedzieć wart był dwudziestego wieku.
Stary Ducki co i rusz wygłaszał nam swoje mądrości:
A nie mówiłem, że darmo to boli gardło. Trzeba było tego g... nie brać.
No, ale mądry Polak po szkodzie...
Co robić? Wsi przecież nie przeniesiemy. Kierownikowi żużla nie oddamy. Nie przyjął by nawet. Od tamtej pory zmieniali się jak rękawiczki. Bywało, że i po dwóch w ciągu roku .
Baby jak to baby, lamentują w koło, a zróbta coś z tym chłopy zróbta, bo ta szlaka nas wszystkich wykończy.

W naszej wiosce mieszkał jeden taki dziwak, w polu robił niewiele, tylko czytał i czytał. Książki to miał panie w takich klatkach jak duki w budzie na gołębie u Iwaniuka.
Równiuteńko poukładane pod sam sufit. Całe noce widać było palącą się lampę. Wioskowi nie za wiele z nim i rozmawiali. Na pierwszy rzut oka już było widać, że z nim coś nie tego...
Dziwnym zbiegiem okoliczności dowiedział się jednak o naszym kłopocie. Zebrał więc co światlejszych ze wsi. No, wielu ich tam nie było: Stary Ducki, Jarząbek i Jędrzejczyk. Dobre i to, chciałoby się powiedzieć jak na dwadzieścia cztery numery.
Umówił się z nimi w chałupie Jędrzejczyka, na krótki wykład w tej sprawie.
Opowiadał mi o tym Jarząbek, gdy już było po wszystkim.

No mówi: słyszeliście coś chłopy o materiale radioaktywnym? Cisza... O samym radio to tak któryś tam i słyszał, ale jeszcze aktywnym? A o atomie słyszeliście, co to go Amerykanie zrzucili na Japończyków? No tak jakby mieli nie słyszeć, a o elektrowni atomowej? O tym wiedział już tylko stary Ducki. Z wrażenia wyciągnął zaraz połówkę sporta i zaczął oprawiać w lufkę brudną jak jasna cholera. Jak by nie było, to przecież on okazał się najinteligentniejszy z całej tej trójki .
Ludzie mówili, że przeżył wiele. Był nawet podobno w samym Berlinie, w maju 45 roku.
Kto go tam zresztą wie, jak to było z nim naprawdę. Raz był dowódcą czołgu, na następny już dzień spadochroniarzem, by po tygodniu przejść na strzelca wyborowego. W każdym bądź razie coś tam musiał widzieć i słyszeć. Znał nawet kilka słów po niemiecku. Nikt go jednak nie sprawdzał. No bo jak? Skoro my tu tylko po naszemu umieli gadać.
No ale do rzeczy: chłopy ten atom to jest taki mały, jak ziarnko kurzu albo i mniejszy. Trzeba zatem go delikatnie zebrać, szczoteczkami pozmiatać i przynieść mi to w jakimś płóciennym woreczku. Ja to jeszcze u siebie przesieję, przefiltruję i będziemy mieli paliwo jądrowe jak znalazł. Tylko musimy to robić w największej tajemnicy, aby urzędasy nie zwąchali i nie zwalili się nam tu na kark. Bo by cała nasza robota poszła wtedy w niwecz.
Pozyskiwaniem atomów zajmie się Jędrzejczyk. ( wybór ten padł chyba tylko dlatego, że zawsze chodził wyszmelcowany i żaden tam kurz nie mógł już pogorszyć jego wizerunku) Duckiemu i Jarząbkowi w tym momencie kamień spadł z serca. Zadaniem pana, panie Ducki będzie zorganizowanie linii przesyłowej. Znaczy się krążka przewodu i setkę pustych półlitrówek na izolatory.
(z butelkami nie było specjalnego kłopotu, wieś przecież, nie była abstynentem, gorzej z przewodem ten zawsze był u nas materiałem deficytowym) Do Jarząbka zaś będzie należało zbudowanie tamy, należy bowiem podnieść poziom wody w strumyku. Potrzebna nam będzie do schładzania atomowego reaktora. (Boże, jak on to mądrze wszystko mówi, mruczał pod nosem Jarząbek) Ja zajmę się sprawami technicznymi. Musicie też sobie panowie dobrać, po dwóch, góra trzech pomocników i tym to nijako sposobem stworzymy trzy odrębne wyspecjalizowane grupy. Mianuję więc was kierownikami poszczególnych wydziałów i do roboty panowie, do roboty.

Najbardziej haniebną pracą okazał się sam zbiór atomów. ( jak by nie było od wieków zajęcie to przypisywane było babom) No, ale czego to się nie robi dla osiągnięcia wyższych celów.
Robota szła wprawdzie niemrawo, ale z każdym dniem woreczek stawał się grubszy i cięższy. Chałupy za to coraz czyściejsze. Kurz radioaktywny zbierano wszędzie gdzie popadło.

„ Naukowiec”, bo tak przechrzczono z „Nieroba” pomysłodawcę, miał cały ten materiał uszlachetniać w specjalnie przez siebie skonstruowanym do tego celu aparacie. Woda w strumieniu co prawda z wolna, ale z dnia na dzień zwiększała swoją objętość. Przewody elektryczne od domu Naukowca wisiały na szyjkach butelek, wesoło pobrzękując przy byle wietrze. Robota jak widać mimo wszystko szła pełną parą. Kończono właśnie budowę reaktora, konstrukcja oparta była na bazie parnika, aby tym sposobem do minimum ograniczyć dodatkowe trudności.
Jak to wszystko będzie pracować, co do czego podłączyć, wiedział tylko mózg całego przedsięwzięcia. Prawdę mówiąc to cała wioska została zaangażowana do tych prac. Nawet kilkunastoletni chłopcy czuwali na tej przeklętej a zarazem niosącej tyle postępu drodze i wypatrywali obcych, aby w razie czego wszcząć alarm.
Wielkimi krokami zbliżał się dzień uruchomienia jądrowej elektrowni. (chłopi na sam dźwięk „jądrowej” uśmiechali się jakoś tak dziwnie, nazwa ta kojarzyła im się ze wszystkim, tylko nie z elektrownią)
Ten cały „prąd” to też sobie wyobrażano różnie, według własnego pomyślunku: a to w postaci rozżarzonej iskry, takiej co to żywiczne szczapy nieraz wydają, malutkich niewidocznych dla oka metalowych kuleczek a nawet niewielkich kocich kłaczków maszerujących po drucie. Kierownicy na dręczące ludzi pytania ,odpowiadali zagadkowo. Wszystko to było przecież owiane wielką tajemnicą.

Nadeszła w końcu upragniona godzina zero.

Aparat do rozdrabniania kurzu przybrał wygląd dużego wiatraczka, co to niekiedy można jeszcze spotkać na odpustowym jarmarku. Napędzany był niewielką korbką i cienkim paskiem zrobionym ze świńskiej skóry koloru żółtego. Obsługa tego skomplikowanego urządzenia składała się z trzech osób.
Jędrzejczyk - korbka, Jarząbek -worek a Ducki chochelka i lejek. By ustrzec się przed oczami ciekawskich jak i udaremnić ewentualny przeciek informacji, cały cykl uszlachetniania paliwa postanowiono przeprowadzić, tuż, tuż po północy.

No i zaczęło się.

Punktualnie o godzinie dwudziestej czwartej, korbka wprawiła w ruch wirnik wiatraczka, Ducki zaczął z wielkim namaszczeniem odmierzać mikroskopijne wprost porcje kurzu. Coraz intensywniej zaczynał przebiegać i sam proces.
Po kilkunastu minutach w mieszkaniu „Naukowca” zrobiło się tak ciemno, że lampa naftowa przestała w końcu całkowicie radzić sobie z wszechogarniającą ciemnością.
Jeszcze jeden, no może dwa ruchy korbką i eksperymentatorzy usłyszeli ciche pac. W następnym ułamku sekundy błysk i PIERDUT...
Podmuch wyrwał drzwi i rzucił w pobliskie krzaczory.
Posypało się szkło. Pierwszy wyskoczył „Naukowiec”, po prostu miał wolne ręce i nie musiał niczego rzucać bądź też odkładać. Zaraz za nim Jarząbek oraz Jędrzejczyk z opaloną grzywą włosów i na końcu mocno kulejący Ducki.
Całe szczęście, że ogień tak jak szybko powstał tak i zgasł. Ciemność ogarnęła okolicę. Słychać było tylko ciche jęki Duckiego i Jędrzejczyka. Naukowiec i Jarząbek cudem wyszli z opresji bez szwanku. Nad ranem dopiero przyjechało pogotowie. Sanitariusze, gdy tylko dowiedzieli się w czym rzecz, to ze śmiechu chyba ze trzy razy musieli starego z ziemi z powrotem na nosze wkładać. Jędrzejczyk do dzisiaj ma rozległą szramę na twarzy po oparzeniach. Od tamtej pory sąsiedzi zaczęli nazywać ich wioskę „Atomówka”.
Po jakimś czasie przyjęło się to określenie na stałe. Dzisiaj po latach mieszkańcy na pytanie od czego pochodzi nazwa ich wioski mówią pokrętnie, że od antonówek których to jesienią mnóstwo wala się pod drzewami.
A co z drogą ? Chciało by się zapytać.
Ano wójt też nie mógł znieść żartów i śmieszków kolegów urzędników, jakimś to tylko jemu znanym sposobem załatwił pieniądze.
Przyszedł spychacz, wyrównał szlakę i na nią wylano cienką warstwę ni to smoły ni to asfaltu.
Teraz wiejskie pojazdy tyko śmigają po równej jak stół drodze.
Naukowiec wyjechał na jakiś czas do sanatorium, czy gdzieś tam. Wrócił bardziej rozmowny i nie siedzi już jak dawniej po nocach przy palącej się lampie.

Jednym słowem, nie ma co żałować eksperymentu. Droga jest? Jest!

Na drugi rok ma rozpocząć się prawdziwa elektryfikacja. Nią teraz żyją mieszkańcy Atomówki. O tamtych nieudanych pracach starają się po prostu zapomnieć.
Ducki tylko od czasu do czasu mówi: chłopy, w swoje ręce to bierzcie tylko to co nosicie w rozporkach. Resztę niech robi władza. Baby złości te świntuszenie starego, ale w skrytości przyznają mu rację.


2006-10-21

autor

Okoń

Dodano: 2022-09-10 16:37:20
Ten wiersz przeczytano 1078 razy
Oddanych głosów: 29
Rodzaj Satyra Klimat Ciepły Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (28)

Annna2 Annna2

Ciekawie się zaczyna.

Larisa Larisa

Bardzo udana proza.
Dobra narracja, ciekawa fabuła wciągająca czytelnika.
Dobrze oddane wiejskie środowisko w latach
powojennych.
Rola inteligenta na wsi.
Trochę absurdu, humoru...
Fajnie się czyta.
Dobre, bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam serdecznie

wolnyduch wolnyduch

Czytałam przed zalogowaniem, bardzo dobrze napisana
proza,
choć smutne, gdy ludzie nie szanują cudzego życia,
byleby tylko oszczędzić na kosztach, tak przypominają
się czasy absurdu,
a już końcówka specyficznego
pomysłu z atomówką, jeszcze bardziej ten absurd
podkreśla.
Pozdrawiam, z podobaniem dla dobrze napisanej,
wartkiej i pełnej specyficznego humoru prozy.

użytkownik usunięty użytkownik usunięty

Bardzo mi się podoba! - pomysł-historyjka, humor,
lekkość poprowadzenia akcji:)

I jak to często u mnie bywa, przypomniała mi się
piosenka Kazimierza Grześkowiaka -"Odmieniec"
"może to wszyćko bez te atomy" :))

https://www.tekstowo.pl/piosenka,kazimierz_grzeskowiak
,odmieniec.html

PS - zauważyłam kilka niedociągnięć:))
- "budowaliśmy tĘ naszą drogę"
- "Nie przyjął by..." pisownia łączna
- "Chciało by (się zapytać)" - pisownia łączna
- "W każdym bądź razie coś tam" - bez bądź :)
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/w-kazdym-badz-razie;
624.html
- "Chałupy za to coraz czyściejsze. Zbierano je
wszędzie gdzie popadło."

Zrezygnowałabym z drugiego zdania albo coś przy nim
pokombinowała, bo w obecnym zapisie można odczytać
(moim zdaniem), że to te "chałupy" zbierano (...)
- "„ Naukowiec”, bo tak przechrzczono z „Nieroba”
pomysłodawcę, miał GO jeszcze uszlachetniać w
specjalnie przez siebie skonstruowanym do tego celu
aparacie." - coś mi tutaj nie gra :) kogo/co
uszlachetniać?

Poza tym, tak na moje oko, interpunkcja (tu i tam)
nieco kuleje, ale ja też mam z nią problemy, więc nie
będę się wymądrzać :)

SerdecznośCi :)

jobo jobo

Dobre to jest, rzeczywistość skrzeczy.
szacun mój i głos jest twój

Kazimierz Surzyn Kazimierz Surzyn

Świetne, wciąga, z podobaniem przeczytałem, pozdrawiam
serdecznie.

aTOMash aTOMash

Bombastycznie wyszlo...:)

anna anna

(choć spodziewałam się, że z tego będzie księżycówka)

anna anna

lekko, z humorem. Jak dla mnie bomba!

Mgiełka028 Mgiełka028

Samo życie. Niestety przykre i bardzo bolesne
doświadczenie. Mała nieuwaga i tracimy dorobek życia.
Andrzeju, dla mnie bardzo udana próba.. brawo !!

użytkownik usunięty użytkownik usunięty

Jak dla mnie super!
Bardzo mnie wciągnęło to opowiadanko. :)
Pozdrawiam :)

@Krystek @Krystek

Czytałam z zaciekawieniem. Pozdrawiam serdecznie:)

Sotek Sotek

Nie ukrywam, że tekst długi, ale w miarę czytania
wciąga czytelnika. Doskonały materiał na książkę. Z
pewnością można by ja, tak jak owy przekaz, przeczytać
jednym tchem.
Opowiadanie przywołuje wspomnienia z dawnych lat,
kiedy to na wsi potrafiły dziać się cuda warte
opisania.
Pozdrawiam:)
Marek

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »