Hiszpański luzak
Bo ja, gdy mam ciszę,
wiersz sobie napiszę -
w hałasie nie tworzy się mi.
Jeśli ktoś, tak na trąbie,
zabuczy koło mnie
lub głośniej upadnie tu liść,
to całkiem jest wtedy
mózg u mnie na kredyt,
przez myśl nie myśli rym iść.
Lecz kiedy zawita tu cisza,
klnę się ja niczym Zawisza,
wtedy jestem taki zdolny, niczem Hemar.
Znany bardzo bywam z błysku -
chociaż raczej po nazwisku,
zwą mnie ci, z którymi blisko: ups,
Waldemar.
Bo to wina była ojca,
gdy mnie wyjął w nocy z kojca,
szept wydobył jęki tęsknot: "Valle del
Mar".
O co w końcu tyle krzyku?
Ojciec student był z Meksyku,
taka tego, vel Don Diego, jego nać.
Zrobił tedy, co miał zrobić -
wuj mu kazał mordę obić,
lub ewentualnie prosił matkę brać.
Więc,...korzenie mam Hiszpana,
la gitarra jest od rana,
a poezja prosto sypie się na śnieg.
Ale wcale nie napiszę,
jeśli coś zaburzy ciszę -
choćbym nawet, proszę kogo, i się
wściekł.
Ja tam wersy pisać muszę -
godzinami ich nie duszę,
kwadrans dla mnie to w pisaniu jest
epoka.
Inni ślęczą trzy tygodnie,
by o fiołkach pisać modnie
i na koniec z nimi zrobić wejście smoka:
" Róży kwiat, od tylu lat,
czekam na ciebie miły,
zwiędły już moje siły
i srebrny każdy włos."
No a ja, jak to przeczytam,
to się zaraz siebie pytam,
czy ta cisza może była tam za duża?
Zalew taniej, mdłej liryki,
każe z nerwów brać zastrzyki.
Bo w poezji, proszę kogo, trza być
luzak.
Bo w poezji, proszę kogo, trza być
luzak.
Ole.
Komentarze (16)
:)) Dzięki za okazję do uśmiechu.
Czuje się ten luz autora, zdolnego
tak jak Hemar. Miłego dnia:)