Inwazja
Świat się zmienia, to fakt niezbity. Ale
czy na lepsze? Kiedyś spoglądając przez
okno na podwórko bloku w którym kiedyś
mieszkałem najczęściej widziałem chmary
bawiących się dzieci. Okupowane piaskownice
wymagały częstej wymiany budulca do
tworzenia zamków, w których przepastnych i
kapiących złotem wnętrzach wyobraźnia
umieszczała jasnowłosą księżniczkę, lub
rycerzy szykujących się na śmiertelny bój
ze smokiem. Obok przyszli olimpijczycy
biegali za piłką, która jeszcze nie
koniecznie ich się słuchała i czasami
trafiała w okna, lub na różnobarwnych
rowerach po osiedlowych chodnikach
pokonywali trasę Wyścigu Pokoju. Gdzieś na
uboczu chmary wróbli gwarliwie kłóciły się
o miejsce do piaskowej kąpieli, a inne
nieduże barwne ptaszki uwijały się by
nadążyć z zaspokojeniem apetytu
niecierpliwych piskląt. Dziś gdy przechodzę
obok mojego starego bloku widzę obraz
całkowicie inny. Ponad połowę miejsca
dawnego placu zabaw zajął parking. Jedna
smutna, porozbijana piaskownica odwiedzana
jest sporadycznie, bo właściwie dzieci jak
na lekarstwo, a te które tam mieszkają
rodzice stanowczo uświadamiają, iż w piasku
to jedynie można się pobrudzić i wolą
włączyć im serię ogłupiających bajeczek,
lub jakąś infantylną grę na tablecie, żeby
w ten sposób przywiązać je do domu i nie
musieć przesiadywać na ławeczce by co
chwila chwalić wspaniałych budowli
latorośli. Ptaków też jakby mniej. Dziwnie
smutno się zrobiło i nawet nie zmienia tego
fakt, że blok jest odnowiony i ma piękne
ganeczki, a wokoło te wygrzewające się w
słońcu blaszane pudła starają się na siłę
dodać szyku pokazując zamożność
mieszkańców. Dlaczego tak jest? Mam pewne
podejrzenia, które oczywiście nie
wytłumaczą sprawy do końca, ale może
przynajmniej rzuca jakiś snop światła na to
zjawisko. To może dziwne, ale gdy się
człowiek bardziej przyjrzy to zauważy wokół
sporo kotów. Nie są to jakieś dachowce,
które kiedyś w piwnicach szukały dla siebie
okruchów bezpieczeństwa, a wypieszczone,
najczęściej rasowe, wykastrowane mruczki.
Wygrzewają się one na słońcu, a przy tym
dość często korzystają z piaskownicy.
Ptaki już dawno wyniosły się precz, lub
zostały wytrzebione przez te pałające
łowczym instynktem maszynki do zabijania.
One zaś od czasu, gdy w sieci stały się
wdzięcznym obiektem do filmowania zaczęły
skuteczną inwazję na nasze domy, gdzie za
kilka śmiesznych psikusów i basowe
mruczenie podczas głaskania mają ciepły kąt
i pełną michę. Oczywiście nie zapominajmy o
miłości, którą każdy jako namiastka dziecka
jest obdarowywany. W końcu to przecież
logiczne. Dzieci wymagają zachodu,
nieprzespanych nocy, ciągłego i coraz
większego wkładu finansowego, a tu jak
każdy nowoczesny Europejczyk trzeba
przynajmniej raz w roku wyjechać na jakieś
zagraniczne wojaże. Trzeba kupić nową
blaszaną puchę by sąsiadowi skoczyła gula.
Dzieci brudzą i są nieprzewidywalne. Zawsze
się trzeba o nie martwić, a kotek jest taki
miły i słodki. Tak sobie myślę że w
przyszłości i koty też staną się ofiarą
swojego obecnego naporu. Za jakiś tam czas,
gdy ludzi w wyniku kociej ekspansji będzie
zdecydowanie mniej spadnie też na nie
zapotrzebowanie. A może w skutek emigracji
(gdyż świat nie cierpi próżni) osiedlą się
u nas ludy gustujące w kocim mięsie. Może
też pod wpływem zapotrzebowania społecznego
i rozwoju bezproblemowości i lenistwa
znajdzie się jakiś magik, który wymyśli
kota na baterie. Takiego który wybornie
mruczy i robi filmowe wręcz figle, a przy
okazji nie wymaga ciągłego zainteresowania.
Można nacisnąć przycisk i spokojnie
pojechać do Egiptu, a po powrocie tylko
trochę odkurzyć i nacisnąć ponownie by
skakał jak poprzednio.
Oj chyba za dużo kombinuję. Niech się o to
już martwią następne pokolenia.
Komentarze (18)
Zgadzam się z dwiema obserwacjami, inwazja parkingów,
a wiele boisk i kortów tenisowych zostało zamienionych
na parkingi dla blaszanych pudeł. Wśród nich nawet w
Instytucie Kardiologii, który służył także do
rehabilitacji, oraz to, że wychowanie dzieci jest
bardzo pracochłonne i kosztowne i wielu decyduje się
tego nie robić, co w dobie skutecznej antykoncepcji
jest łatwe. Poza tym faceci mają coraz mniej
plemników, a i one są coraz słabsze, więc jedno z
drugim się dodaje. Pozdrawiam.
no,no no
„Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia" - to
tytuł opowiadania Marii Dąbrowskiej, w którym opisała
jak przez lata zmieniał się widok z okna jej
mieszkania w kamienicy Kondrackiego przy Polnej 40.
a Ty tu jaky podobnie
A propos Wyścigu Pokoju to mi się Czarnobyl
przypomniał.
Wtedy był też wyścig- nie wiem który,
i wtedy gadali- nic nie ma nic nie ma, i kazali pić
coś co smakowało jak atrament.
Jakoś tak jest- smutniejemy.
I każdy w swych komórkach, tabletach i kompach. A
kiedyś to na podwórku.
Ciekawe opowiadanie Sąsiad.
A i jeszcze- Ty nie szalej z tą zazdrością, bo nie ma
takiego powodu.
Dla każdego jest miejsce, dla Ciebie też.
Dobrze piszesz- ale czy uwierzysz to nie wiem.
No i niech to do Ciebie dotrze( chcialabym)