List Wariata
Dzidkowi, Gruszce i innym chłopakom z naszej ulicy
Jutro, to jest 2 maja pójdę
do pracy, bo przecież obowiązkiem
ścisło do mnie przylegającym
jest,
by wszystkie domy i maszyny były pomalowane
i odpowiednio podstrzyżone.
Nie będę ukrywał, że połowa z nich
to już zacielone, a drugie
z kolei
jeszcze bardziej obrosły,
że Bucholski długo nie mógł się połapać
czy wziąć arbuza, czy śledzia
Ja mówię, panie, bo może uderzyć
pana z taką siłą,
że już tylko
patrzeć jak powróci
no i co myślicie,
że do 10 maja zostało tak dużo?
Raptem 10 dni co w sumie kolejno można
przeliczyć
na około 11.000 to jest trochę więcej
niż dwa worki kartofli za korzec żyta
albo 2 lub 3 warkocze
jeden spleciony na drugi
związany w cztery
Co jak co ale pora już wziąć się
do dzieła
z tą robotą jakoś nie wychodzi
Weźmiesz jedną sosnę,
patrzysz że już, już nadchodzi
i nie może przewraca się
i mówi, że nie będzie pisał ani się
modlił
Bo go boli pięta
i co ma począć. Przecież śnieg już zasypał
ulice niektóre j ż do połowy
Chłopaki grali na bębnach i mówili
niech żyje, niech żyje, niech żyje...
a inni poklękali
jak zobaczyli, że czas na nich nadchodzi
i mówili jeden do drugiego
Masz bilet....? bo ja
nie mam nawet kawałka chleba
Komentarze (7)
witaj
bardzo sugestywny i wymowny monolog
pozdrawiam
Bardzo wymowny, z uznaniem przeczytałem, pozdrawiam
serdecznie.
Bez bileta nie wpuszczą...
Zajmujący monolog.
Pozdrawiam :)
TRudne chwile...
Pozdrawiam...
Ciekawy monolog bezdomnego...ale nie pasuje mi ten
śnieg w maju...to chyba musiało być bardzo dawno
temu...pozdrawiam :)
Trudne jest życie na ulicy.
Ciekawy monolog. Sądzę, że peel nie jest wariatem. :)