Miasto Smutku
W kierunku miasta skąpanego w bytowej
zapaści kroki nakierowuję,
Menarcholijny spacer, gdzie dusze toną
niczym cienie w rozpadającym się
firmamencie gwiazd.
Czas, strumyk krwi ulatujący z otwartej
rany,
Podążam ulicami, gdzie echo pustki szeptem
obejmuje krzywe latarnie jak zdarte
kurki.
W tłumie oblicza, maski ukrywające
nieobecność,
Pustka w sercu, jak studnia bez dna, gdzie
zapomniane pragnienia skręcone są jak
zdarte kurki pozbawione swojego punktu
zaczepienia.
Dni, bezbarwne jak strzępy zgasłych
snów,
A kroki moje, jak egzystencjalne pytania,
tną brukowane aleje jak kurki pozbawione
swej osi.
W oknach kamienic odbicie dusz, które
zniknęły,
Menarcholijne echo, jak szepty
filozoficznych dylematów w opuszczonym
sanktuarium, gdzie kurki wiatrowe tracą
swój rytm w martwej ciszy.
Ciemność miasta, gdzie myśli jak cienie bez
celu wędrują,
Gdzie ulice są jak zagadkowe układanki, z
których brak tej kluczowej części, jak
kurki, co straciły swój rytm.
W moich oczach gwiazdy zgasły na zawsze,
Menarcholijne refleksje, strzały z
wyblakłego łuku samotności, jak kurki, co
porzuciły swe skrzydła w bezkresnej
przestrzeni.
Spaceruję po labiryntach egzystencji,
W mieście, gdzie cienie pytań tańczą na
granicy istnienia i niebytu, jak kurki w
beznadziejnej przestrzeni czasu.
Komentarze (1)
Podoba mi się też mam taki klimat