Modlitwy (nie) codzienne
Ojcze mój, dziękuję za ten cud natury.
Niepozornych kiełków odcienie zieleni,
za zachody tkane kolorem purpury
i stuletnie piękno przydrożnych kamieni.
Różańca nie zmawiam, formułek nie
klepię,
bo dla mnie modlitwa taka nie ma mocy.
Znajduję Cię Boże spoglądając w siebie
i we własnym sercu szukając tęsknoty.
Wiem, że czuwasz przy mnie, mimo że nie
depczę
dróg do Twoich świątyń i kościelnej
ławy.
Mimo, że pacierzy odmawiać dziś nie
chcę,
ocierasz z mej twarzy lęki i obawy.
Tyś mi Panie w drzewach, w koron
kołysaniu
owiniętych w barwy tęczowego szala.
Pajęczyny nici, strun leciutkim drżeniu
ptasich tonów harfy, płynących gdzieś z
dala.
Ty dobrze wiesz Panie – nie umiem się
modlić,
lecz klęczę u stóp Twych na leśnej
polanie
i przyjmuję hostię z łez deszczowych
kropli
wierząc w dobroć Twoją i win darowanie.
Chcę poczuć, w chłód wiatru zaklęty Twój
dotyk,
gdy zapragniesz przyjąć mą duszę do
siebie.
Rzucą niczym ziarno w ziemię moje
prochy,
bym się odrodziła w Twoich kłosów
chlebie.
Komentarze (16)
Jedna z piękniejszych i chyba najszczersza w moim
odbiorze modlitwa... No ale cóż, nie każdy ma taki
talent do czarowania słowem jak Ty.
A do modlitwy, jeśli pozwolisz, się dołączę.
Pozdrawiam
K.