na końcu oddechu
milczenie
na końcu oddechu
nie otula zaufaniem
powiek
nie uspokaja drżenia
ciała
brak słów wrasta
w pustkę
dzieląc wspólne dni
myśli o tobie
nie zamieniają się
w myśli o nas
jestem oczekiwaniem
któremu nie chcesz
sprostać w obawie przed
utratą cienia
jestem zobowiązaniem
zapomnienia
które może zasłonić przeszłość
jestem przymusem
który paraliżuje
swobodne dni
bez konieczności jutra
jestem wyrzutem sumienia
któremu dozujesz siebie
w obawie
czy starczy sił
uciekasz
w spokój chwil odrębnych
wątpiąc w pewność
że skradzione niebo
upomni się o swojego zbiega
przerażony przesytem
którego nie możesz przetrawić
łudzisz się że można żyć na uboczu
zdarzeń
tylko słowa
mogą zatrzymać mnie
w twoich ramionach
tylko ciało nabrzmiałe
dotykiem ust
może odbić mnie w twoim spojrzeniu
każdego samotnego dnia
w którym budzę się bez
ruchu powietrza
odwaga bycia
nie kosztuje więcej
niż granica rzeczywistości
bez granic
dokąd iść
gdy schowasz naszą rzeczywistość
do kieszeni z napisem
zapomnieć
Komentarze (1)
Ta miłość jest niepokojąca, a to chyba niezbyt dobrze.