Na krawędzi
zaklinam siebie
w kamień zastygłej tęsknoty
rzucony w nieme półsłówka
idealnej niedoskonałości
obracam minione spojrzenia
na parabolicznej karuzeli
monachijskiego muzeum techniki
w głowie
czuję wciąż wrzenie
destrukcyjnej katarakty
o stopach gotowych
by ujrzeć krawędź
moralnej nietolerancji
autor
Andrzej Pik
Dodano: 2005-09-26 14:26:07
Ten wiersz przeczytano 432 razy
Oddanych głosów: 4
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.