niebieska kurtka - 3
Pewnego dnia zaprosiliśmy sąsiadów na kawę.
I wtedy dowiedzieliśmy się, że dwa dni temu
do ich drzwi zapukał dziwny chłopak. Mówił,
że szuka pieska, bo sprzedawczyni z
warzywniaka powiedziała, że kiedyś było
ogłoszenie o znalezionym szczeniaku.
Chłopak chciałby odzyskać kurtkę.
Niebieską.
- A jak możemy odnaleźć tego chłopca? -
zapytałam.
- Nie powiedział, jak się z nim
skontaktować ale chyba mówił, że mieszka w
Domu Dziecka. Pewnie niedługo sam przyjdzie
- sąsiad podrapał się po głowie. - Nic
więcej nie wiem.
W naszym domu zapanowała nerwowa
atmosfera. Czekaliśmy dzień, dwa, w końcu
minął tydzień - i nic. Chłopak nie
przyszedł. W końcu przestaliśmy go
oczekiwać i zapomnieliśmy o rozmowie z
sąsiadami.
Właśnie zaczął padać pierwszy śnieg.
Gotowałam obiad i z radością obserwowałam
przez kuchenne okno, jak Kasia z Tabim
bawią się na podwórku. Najpierw psiak łapał
w locie rzucane mu przez Kaśkę śniegowe
kulki. Potem przyszła kolej na inną zabawę.
Tabi czekał niecierpliwie, aż córeczka
ulepi bałwana.
Kiedy turlała pierwszą śniegową kulę,
piesek szczekał głośno i radośnie obiegał
ją wokoło. Przy drugiej popiskiwał
zniecierpliwiony. W końcu siadał i podrywał
się na zmianę, pełen skumulowanej
energii.
I dopiero, gdy bałwan był już gotowy, z
oczami z węgielków i marchwiowym nosem,
Tabi z desperacją zaczął wskakiwać mu na
głowę i z niej zeskakiwać. Robił to tak
długo, aż z dzieła Kaśki pozostały śniegowe
okruchy. Dopiero wtedy uznał, że zabawa się
zakończyła.
Ulubionym zajęciem Kaśki i psa stało się
saneczkowanie. Na podwórku była spora
górka. Wchodzili na nią oboje. Potem Tabi
siadał z przodu sanek, Kaśka za nim, i tak
zjeżdżali. Dopiero, gdy sanki traciły impet
i jechały po płaskim terenie, psiak z nich
zeskakiwał.
Nauczył się, że gdy mała odrabia lekcje,
trzeba się zachowywać odpowiednio. Nie
biegać, nie szczekać, nie przynosić w
pyszczku piłeczki ani nie wskakiwać na
kolana.
Za to wolno głośno szczekać i nawet groźnie
warczeć, gdy słychać dzwonek do drzwi.
Ale wystarczyło, żeby przybysz przekroczył
próg, a mógł zostać zalizany na śmierć.
W sobotę szykowaliśmy się do wyjazdu za
miasto, gdy rozległ się dzwonek. Tabi
rozszczekany pobiegł do przedpokoju, lecz
gdy Kaśka otworzyła drzwi zamarł w
bezruchu.
Było to dziwne. Zaniepokojona podeszłam do
drzwi i zobaczyłam chłopca. Nieco starszego
od Kaśki. Miał może z dziesięć lat.
Nagle Tabi jakby oszalał. Rzucił się w
kierunku przybysza z przeraźliwym
skomleniem. Chłopak w pierwszej chwili aż
się cofnął. Zaraz jednak ukląkł i wziął psa
w objęcia.
- To ty, Maks, naprawdę ty? W ogóle ciebie
nie poznałem.
- Proszę pani - zwrócił się do mnie - czy
ten piesek został znaleziony jesienią? Bo
pani sąsiad mówił...
- Tak - odezwała się Kaśka cienkim
głosikiem. - Ale on już ma dom. Tutaj! -
wskazała w głąb mieszkania. I ma swoich
ludzi, całą rodzinę - dodała i umilkła.
- Rozumiem - powiedział chłopiec i zwiesił
głowę. Ale zaraz ją podniósł szybkim ruchem
i dodał:
- Ja nie chcę tobie odbierać Maksa.
- To nie Maks, to jest Tabi! - wykrzyknęła
Kaśka i rozpłakała się.
Komentarze (23)
Wzruszające opowiadanie, pięknie piszesz.
Pozdrawiam serdecznie.
Wzruszające!
Głos i szacun jest twój!!
Piękna historia
Pozdrawiam ciepło :)
Witam,
bardzo dobrze znane mi uczucie.
Niestety straciliśmy naszą radość w skórze pieska.
Pozdrawiam z uśmiechem/+/.
Wzruszająca i piękna historia, pozdrawiam serdecznie.
Tu jest miłość.
Taka prosta, oczywista i nieoczywista.
Wzruszająca i piękna.
Czytam z przyjemnością i zaciekawieniem. Pozdrawiam
serdecznie, pomyślności:)
Niełatwy wątek. Jest pole do różnistych
psychologicznych i dydaktycznych zabiegów.