Pod osłoną nocy...
Pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz! Znowu śpisz?
Śpią domownicy,
ja pośród ciszy, piszę...
Cóż robić? Sen nie przychodzi,
a poezja nie szkodzi.
W skromne me progi,
uderza złowrogi lament,
zdań, myśli, liter,
bo każda z nich chce się narodzić.
Pukają za dnia i późną godziną,
a ich powstanie: chwilą jest, chwilą...
Cóż to ja Mickiewicz, Kochanowski,
Szarzyński?
O ile pamiętam, nie jedliśmy z jednej
miski,
bo po cóż, oni już byli, co zrobić mieli
zrobili.
Ja natomiast wśród kartek szelestu,
pstrykam długopisem, tak bez sensu...
O czym wiersz będzie? Może o kochaniu?
Spaniu? Ucieczce w marzenia! Do kitu, nie
nic mam.
Liryczny podmiot, chłopem czy Panem być
ma?
Dumam, rozczulam sam siebie.
Nic nie wiem...
Może prawdziwa była krytyka,
że moja poezja chmur nie dotyka?
Że co? Za niska? Czy chmury za wysoko,
jak na moje oko, i to i to...
Dziwne zjawisko, nic nie umiem,
a rozumiem wszystko.
Nim się spostrzegłem, wiersz napisałem,
o czym on był, przeczytam nad ranem...
Śpij, śpij, śpij, śpij, śpij, śpij, śpij, śpij, śpij, śpij, śpij...
Komentarze (2)
znam te stany :)
Tak to jest że wena przychodzi nocą gdy inni
śpią:)dobry wiersz!