Skolopendra (proza)
Przez betonowe ściany przenika krzyk,
wypełza czarną gąsienicą… Skolopendra
przeżuwa moje gnijące ciało w potwornym
bólu beznadziei. Wszędzie wokół obdrapane
płaszczyzny, popękane, nadkruszone zębem
czasu. Coś się nieustannie czegoś dopomina.
Co?… Padam na kolana przed zakurzoną
Trójcą, o potrójnej twarzy diabła. Falujące
pajęczyny i kurz. Wszędzie kurz i
pył…Wszędzie szary pyl…
Przytłacza mnie noc wpadającym przez
otwarte okna jęczącym, wspinającym się po
wzorach tapet wiatrem. Czyjeś kroki. Wciąż
czyjeś kroki. W pokoju obok ktoś się
sprzecza ze śmiercią, wygłasza monolog
oskarżycielskim tonem. W drzwiach zalega
sine truchło mojej umarłej matki.
Skołtuniony tobół… Spozierają na mnie
czarne oczodoły z wyrazem zdziwienia,
oblicze z wyszczerzonymi zębami…
Umarła. Pożegnała się ze światem. Uleciała
lekką duszą, gdzieś w niebyt. Gdzieś, nie
wiadomo gdzie…W lustrze stojącego trema
niewyraźny zarys koszmaru, przywierające do
szyby piekło, bezdenna otchłań ciszy i
opuszczenia. Nie ma miłości. Nie ma… Nie
ma… N i e m a!
Czyjeś szepty, wciąż czyjeś szepty…
Wybrzuszają się i kurczą grzbiety starych
książek, rozśpiewany chór zapomnianych
bohaterów… Wszędzie wokół jakieś pożółkłe
czasopisma, gazety, plakaty, fotosy z
uśmiechniętymi twarzami dawnych aktorów,
muzyków, pisarzy, poetów, bruliony zapisane
rozdziałami niedokończonej powieści… Przez
kogo? Przeze mnie, nie przeze mnie?. Więc,
przez kogo? Przez n i k o g o...
Przedzieram się przez stosy starych
fotografii, rozgarniając pajęczyny,
fotografie pierwszych bomb kobaltowych
niszczących raka, pierwszych nuklearnych
testów… Gdzieś na pustyni, lśni stalowa
wieża. Zbudowane pośpiesznie miasto.
Samochody z wielkimi chromowanymi wargami
zderzaków. Samochody śmierdzące w palącym
słońcu benzyną i gumą opon z białą obwódką.
Ubrane elegancko manekiny z obojętnym
wyrazem twarzy. Ubrane z najnowszymi
trendami mody lat 50. XX wieku… Gabloty z
monstrualnymi chorobowo zmianami. Zanurzone
w formalinie przykłady zespołu Proteusza i
choroby von Recklinghausena, od niegroźnych
zmian po nowotwory złośliwe,
nerwriakowłókniatowatość, neurofibromatozę…
Nieznanego pochodzenia guzy, narośla,
potwory z piekła rodem… Człowiek, to?
Nie-człowiek?
Jakiś szelest za ścianą, szloch i szept…
Czająca się śmierć w straszliwej aureoli
radioaktywnego promieniowania próbuje
nawiązać kontakt. Z kim? Ze mną?
Nasłuchuję. Słyszę bulgotanie plątawiska
żeliwnych rur, monolog buzującej pod skórą
tynku cuchnącej kloaki… Jedynie obrzydliwe
szyderstwa i drwiny bez możliwości
porozumienia. Jedynie… Jedynie… J e d y n
i e…
Pełzam. Wiję się w sobie… Całuję podłogowe
klepki. Przywieram ustami do dębowego
cokołu, wdychając nikły zapach woskowej
pasy… Wiję się w sobie. Pełznę jak wąż na
przestrzał… Od ściany do ściany… Do
ciebie… D o n i k ą d… Do Nowosybisrka. Do
1954 roku…
Słyszysz? Ja, słyszę, choć zagłusza
wszystko szum buzującej krwi. Słyszę i
czuję. Gorączka napastuje moje zmysły
nieustanną maligną. Zwiastuje koniec,
bezdenną otchłań mroku i zapomnienia.
Słyszysz? Twoje usta poruszają się w potoku
niesłyszalnych słów. Twoje spierzchnięte
usta, śmiertelnie blade…Coś do mnie mówisz
przez niespokojny sen. Co do mnie mówisz?
Nie słyszę, bowiem zagłusza cię szmer
promieniowania kosmosu, potoku upływającego
czasu… Nie słyszę. Nic nie słyszę.. N i c…
Ktoś się wspina po schodowej klatce. Kto?
Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego milczysz?
Skoro nie ty, to kto? Widzę dłoń ściskającą
drewnianą poręcz, niezwykle kościstą.
Truchło mojej umarłej matki rozsypało się w
pył… Ktoś miał przyjść. Kto do mnie idzie?
Nie idzie nikt. To ja sam idę do siebie
samego. W chrzęście pustych butelek, w
oparach alkoholu, delirium, w potwornym
bólu wgryzającej się gąsienicy…
Powiedz. Powiedz mi. Czemu nic nie mówisz?
Ja, pamiętam. Wiesz? Czy wiesz? Więc
spójrz, jeśli spojrzeć jeszcze możesz.
Jeśli jeszcze… Spójrz, choć prze krótką
chwilę, choć przez chwilę. Za oknem szaleje
wiatr i mrok… Za oknem noc, brązowe niebo
od chmur. Lodowaty deszcz.
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-05-23)
https://www.youtube.com/watch?v=wQ7PHJqpPWI
Komentarze (1)
.. dla mnie horror.. brrr.. /Skolopendra/ zajrzałam do
wujka Google.. Pozdrawiam wiosennie (od razu lepiej )