Ślepa uliczka
Każdy dzień rodził nowe cierpienie
wiara, niewiarą była wypierana
rak szarpał delikatne ciało
rozpierał się, rozpychał
szukał nowych miejsc do kolonizacji
chciał zawładnąć nią całą.
Ból narastał, przybierał w siłę
pożywką było cierpienie
potok łez zalał
ledwo jarzącą się nadzieję
choroba zagoniła ją w ślepą uliczkę
czekała pogodzona, na wyrok.
Rak zadał ostatnie cięcie
ciężkie od żalu krople
spłynęły po skroniach
błogi spokój utulił ją do snu
śmierć stała się wybawieniem.
Komentarze (16)
Bardzo smutno u Ciebie...wiersz porusza ważny ale
bolesny temat...trzeba mieć odwagę aby o tym pisać...