Słońce czyli muza
Kończy się ciepły dzień majowy
Słońce opuszcza gwarne miasto
Schodzi powoli z nieboskłonu
Zagląda do okien budynków
Żółcią pobłyskuje nad kominami
Ogromna rozpalona do czerwoności kula
Stacza się powoli po stopniach dachów
Coraz bardziej zniżając się do ziemi
Jak muzyczna nuta pragnąca osiąść
Na linii klucza lirycznego utworu
Ptaki leniwie przelatują nad miastem
Przecinają płótno ognistej poświaty
Niby opadające wolno czarne latawce
Lewitują nad gęstymi koronami drzew
Czasem tylko przysiadając na ziemi
Słońce w złotej koronie królów
W majestacie władzy nas opuszcza
Ulotność fenomenu boskiego piękna
Nasyca zmysły złocistą paletą czerwieni
Wzrusza impresja tego zjawiska
A my zatopieni w spektaklu pożegnania
Ocieramy nabrzmiałą różową łzę nostalgii
I już na ponowny zachód słońca czekamy
Niczym spragnieni artyści widoku swej muzy
Komentarze (22)
Przepięknie Lariso!
Pozdrawiam serdecznie :)
Piękny wiersz :)
pięknie wymalowałaś zachód słońca.
Bardzo piękny słoneczny wiersz. Kocham słońce i
czasami mnie też (jak Ciebie) całuje jak muza :)
pozdrawiam serdecznie i życzę słonecznego dnia :)
Wyczarowałaś uroczy obraz zachodu słońca. Udanego dnia
z pogodą ducha:)
Wschody i zachody są pięknym zjawiskiem i jak widać
natchnieniem poetów :)
Pozdrawiam Lariso :)
Poetycki ten opis.