Uroki domu podmiejskiego
Kiedy wczesne słońce traci czerwień
brzasku
wzmaga się powoli poranny śpiew ptaków,
rozwija magnolii nabrzmiały pąk kwiatu,
pierwsze psa szczekanie i bażantów
wrzaski.
Już się obudziłem chłonąc ranka głosy.
Wychodzę na taras by podziwiać kwiaty.
Tam sroka plotkara skrzeczy gdzieś z
rabaty,
srebrzy trawy szmaragd od porannej rosy.
Rześki chłód poranka, powiew dnia
nowego...
Wdycham go głęboko, strząsam senność
nocy.
Oprzeć się widokom - nie mam takiej
mocy,
wracam ze śniadaniem na taras, do niego.
Jakże pachnie tutaj ma poranna kawka,
w krysztale powietrza aromat
najczystszy,
wtedy jest najlepsza – szczęście w
oczach iskrzy,
a życie cię bawi jak dziecko zabawka.
Zdmuchnąć lekką mgiełkę znad powierzchni
kawy,
siorbnąć mały łyczek, myśli porządkując.
Nie mam więcej życzeń, nic się nie
frasując
planuję dzień cały – pracy i
zabawy.
Nie muszę się spieszyć - prognoza
słoneczna.
Zdążę spryskać róże i azalii pąki.
Nie będzie zachmurzeń, to wyjdę na łąki,
gdzie już na mnie czeka sceneria
bajeczna.
Kaczeńce nad wodą pochylają główki,
skowronki śpiewają wysoko na niebie,
żaby rechotają, wpełzają na siebie.
W kępie drzew za stawem gruchają
cukrówki.
Całą czuć przyrodę do życia zbudzoną,
moc z niej bije dziwna - skorzystać z niej
trzeba.
... Przy brzegu płycizna, traszka się
wygrzewa ...
Szybko się rozluźniam – trzeba moc tą
chłonąć.
Wchłaniam więc widoki, zapachy,
odgłosy...
A pamięć przedstawia obrazek z młodości:
szczupaki odławiam, tu pokaz męskości -
dziewczynce z sąsiedztwa kaczeńce we
włosy.
Dla babci szczupaki – zrobi to co
zawsze.
Najlepsze na świecie, bo królewskie
danie,
ryby w galarecie i faszerowane.
... Traszki się zbliżyły, ruchy mają
żwawsze ...
Ustawiam aparat by nie spłoszyć płazów.
Mogę się do woli przyglądać igraszkom,
zbliżam go powoli - makro fotkę
traszkom.
Uff, zdjęcie udane – zeskakuję z
głazu.
Słońce po południu znów mocno
przygrzewa,
będzie lato wczesne? Pękają już pąki,
a tutaj gdzie jestem zielenią się łąki.
... w łysinach gazonu trawę podosiewam
...
Drzewa tak nieufnie rozwijają liście
bojąc nocnych chłodów, zabójczego mrozu.
... dawno nie ma lodu, weź je tam i zrozum
....
Mają pamięć wieków! Swój już przeszły
czyściec.
Zieleni się wierzba, klon, no i jeszcze
dąb.
Listki te nieśmiałe, słoneczka
spragnione,
z pąków wybujałe, z łusek uwolnione.
Najbardziej nieufne – akacje,
miłorząb.
Przyszły tu z daleka, ale wiedzą swoje.
Ich pąki ostrożne, nie wypuszczą liści.
... bo takie są trwożne, nie widzą korzyści
...
Nie chcą się narażać, tak jak i sekwoje.
Po kolacji taras od zachodniej strony,
późne słońce jeszcze całkiem nieźle
grzeje.
... w nocy będą deszcze, maciejkę posieję
...
Przynoszę szklaneczki, siadam obok żony.
Pół dnia, albo więcej spędzamy na
dworze,
płuca dotlenione, jak trzeba krążenie.
W ruchu cały dzionek - przyjemne
zmęczenie
człowieka ogarnia o wieczornej porze.
Już po chwili trunek żyły nam rozgrzewa
...
Ciepełko od ściany dodatkowo grzeje.
... fotelik bujany na strychu starzeje
...
Nam jest niepotrzebny – żona mi
dolewa.
Lato się wnet zacznie, no i noce
ciepłe...
Ach te letnie grille, no i świerszczy
granie
wspominam najmilej ... przybliż się
kochanie ...
Pamiętasz jak w Jana polędwiczki
piekłem?
Blisko już do lata, potem do jesieni...
W ogrodzie zajęcia życie nam
przedłużą?...
Bo przy dobrych chęciach w cale nas nie
nużą!
Płynie życie słodko – i niech się nie
zmieni ...
14.04.2009
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.