Więzienie (odc. 22)
Przesłuchania Tadeusza odbyły się jeszcze
trzykrotnie, mniej więcej tak samo, jak to
pierwsze, tylko zmieniał się repertuar
tortur. Teraz nie oszczędzali mu twarzy,
lecz tłukli ją równo z plecami, brzuchem i
torsem. Wytrzymywał to jakoś, bo był
zaprawiony na ringu, gdzie obrywał
wielokrotnie silne ciosy od swoich
przeciwników.
Zmieniał się także zakres zainteresowania
pytających, a w dużym stopniu wyglądało to
tak, jakby przesłuchanie było prowadzone od
nowa. Za każdym razem wracał zbity,
zmaltretowany i zmęczony do swoich
współwięźniów, wśród których już nie było
jego dwóch towarzyszy z oddziału ani tych
pozostałych, przywiezionych razem z nimi z
Kowla. Nie wiedział, co się z nimi stało,
być może ich zamordowali. Wsadzili
natomiast kilku nowych aresztantów –
Polaków, Ukraińca i Rosjanina.
Nigdy nie mógł dojść, do czego zmierzały te
jego nocne przesłuchania, skoro wszystko
już o nim wiedzieli za pierwszym razem i od
innych aresztowanych.
Raptem jednak pewnego dnia zakończyły się.
I zaraz potem, niemal po trzech tygodniach
od aresztowania, na początku marca,
wsadzili go do ciężarówki i zawieźli do
Kijowa, razem z kilkoma innymi.
Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego
przewieźli go tutaj, w to nowe miejsce, do
innego miasta, do innego więzienia. Gdy
pierwszy raz zatrzasnęły się za nim drzwi
tej jego nowej celi, Tadeusz obejrzał jej
wnętrze, póki jeszcze było dość widno. Na
ścianach w różnych miejscach były wyryte
imiona i nazwiska po polsku, rosyjsku i
ukraińsku, a także w ten sam sposób wyryte
różne daty. Widział na podłodze polski
płaszcz wojskowy, więc początkowo myślał,
że będzie "sublokatorem" jakiegoś polskiego
podoficera. Jednak wieczorem wepchnęli do
środka Wasyla, który natychmiast padł na
swój płaszcz i w ogóle się do rana nie
odzywał, tylko zaklął po rosyjsku lub
ukraińsku, co mogło znaczyć, że nie jest
jednak Polakiem. I rzeczywiście, dopiero
nad ranem następnego dnia dowiedział się od
niego, że jest Ukraińcem spod Kijowa i że
walczył we Lwowie z Polakami w 1918 i
19-tym roku. Musiał mieć chyba teraz około
czterdziestu lat, bo wtedy, jak mówił, miał
ledwo osiemnaście. Od ponad miesiąca był
już tu przed nim, czekając na dopełnienie
swojego przeznaczenia.
Dzięki temu, że początkowo było ich dwóch,
mogli jego kożuch kłaść na noc na tym gołym
cemencie, a tamtego płaszczem wojskowym się
przykrywać – albo odwrotnie. Jak było ich
dwóch, to trochę bardziej w środku celi
cuchnęło, ale było w niej też trochę
cieplej. Mogli sobie nawet porozmawiać,
chociaż na początku tamten nie bardzo
chciał używać polskiego, a on nie rozumiał
ukraińskiego. Po jakimś czasie Ukrainiec
zdecydował się jednak rozmawiać z nim po
polsku, którym doskonale władał, natomiast
Tadeusz trochę poznał ukraiński i wtrącał
od czasu do czasu pojedyncze słowa i zdania
w tym języku.
Jak brali tamtego na przesłuchanie, to
zawsze wracał nad ranem z rozwaloną i
krwawiącą twarzą oraz posiniaczoną i
obrzękniętą skórą pod oczami. Reszty swego
ciała mu nie pokazywał, ale skrzywiona
twarz i pojękiwanie wskazywały, że tłukli
go w różnych miejscach. Twardy był jednak,
za każdym razem mówił, że nic im nie
powiedział.
-Od tamtego czasu dużo widziałem na tej
naszej Ukrainie – Tadeusz zapamiętał, co
Wasyl powiedział jeszcze w pierwszym
tygodniu ich znajomości. – Wy, Polacy, nie
będziecie już tam nigdy panami. Czerwone sk
… syny was tam wykończą, czego nam
Ukraińcom się nie udało. Już zaczęli to
robić, od razu jak tu weszli, jeszcze we
wrześniu. Ale mnie nie musisz się bać. Ja
tu jestem spokojny, bo wiem, że mnie
wykończą jeszcze szybciej. Pewnie mnie
powieszą za kilka, kilkanaście dni, jak już
przestaną się interesować moimi
zeznaniami.
-Ale czy służyłeś w polskim wojsku, skoro
masz wojskowy płaszcz? – zapytał
Ukraińca.
-Uciekłem w dwudziestym piątym z tego
czerwonego piekła i osiedliłem się w
Tarnopolu. Przyjęli mnie w dwudziestym
ósmym do waszego wojska i potem już w nim
zostałem, jako ochotnik. Byłem wobec was w
porządku, tak długo, jak biliście się z
Hitlerem. Nawet biłem się razem z wami na
początku września pod Tarnowem i Rzeszowem.
Jak nas Niemcy rozbili i z mojego pułku
piechoty prawie nic nie zostało, to
przedarłem się do Lwowa i tam czekałem na
rozwój zdarzeń. Ale zaraz potem znów
przyszli oni, czerwona zaraza. Weszli na te
tereny jak w masło i zabrali jak swoje.
Sowieci chcą równo wyrżnąć was, Polaków,
jak i nas, Ukraińców. Może to się im udać,
chyba, że Hitler na nich pójdzie, o czym
mówi się w naszych oddziałach.
W „naszych”, czyli OUN-owskich (*). Bo
wstąpił jeszcze w końcu września do tajnej
armii ukraińskiej, za co go w końcu sowieci
aresztowali, tak jak teraz Tadeusza za
Związek Walki Zbrojnej. Teraz jechali na
tym samym wózku.
Okazało się, że tamten też lubił się
boksować. Nie miał takiej klasy i
umiejętności, jak Tadeusz, więc dostawał od
niego fory. Boksowali się w tej ciasnej
celi, przy czym tamten walczył obiema
rękami, a ten, który był młodszy i miał
przewagę techniczną – trzymał jedną rękę
cały czas opuszczoną z boku ciała. Nieźle
im wychodziły te pojedynki, przynajmniej
się dobrze rozgrzali, a na końcu poklepali
się po plecach. Mocowali się także na ręce,
przy czym nie na stole, bo takiego czegoś
tu nie było, lecz leżąc na brzuchu na
podłodze i opierając się na niej łokciami.
Przeważnie lepszy był Ukrainiec, chociaż
czasem, gdy był zmęczony, dawał wygrać
Tadeuszowi. Ten z kolei wyżej skakał pod
ścianą, ponieważ był trochę wyższy i o
wiele skoczniejszy. W sumie razem z nim
było tu jakoś raźniej.
Trzeci raz zabrali Wasyla na przesłuchanie
w drugim tygodniu, już w połowie marca 1940
roku, ale po nim już tu nie wrócił. Zapytał
się potem strażników w południe tego i
następnego dnia, gdzie tamten jest, ale
jeden z nich nic nie odpowiedział, a drugi,
że g…no go to obchodzi.
„Pewnie jest już w piekle” - dodał. Więcej
już nigdy go nie zobaczył. Został sam i
zaczął się mocno zastanawiać, co go tutaj
czeka.
Dwa dni po tym, jak już nie było Wasyla,
jego zabrali na przesłuchanie, ale tym
razem w ciągu dnia. Najpierw poszedł za
sołdatem NKWD pełen jak najgorszych
przeczuć, ale od razu wyprowadzili go do
stojącego na dziedzińcu gazika i zawieźli
gdzieś w inne miejsce. Żołnierze założyli
mu tym razem kajdanki, przypięte stalową
linką do stalowego haka wystającego z
podłogi. Odtąd patrzyli na niego obojętnie
i gadali o swoich sprawach po rosyjsku,
więc miał sporo czasu na rozmyślania o tym,
co go czeka. Nie znał zupełnie Kijowa, więc
nie miał pojęcia, gdzie go wiozą, zresztą i
tak wewnątrz samochodu wszystkie otwory
były szczelnie pozamykane i nic nie
widział, co się dzieje na zewnątrz.
Żołnierze też nie odpowiedzieli na jego
pytanie, gdzie jadą, i tak zostało do końca
tej podróży. Po kilkunastu minutach byli
już na miejscu, przejechali dwie lub trzy
szlabany i kontrole, po czym zatrzymali się
na dziedzińcu przed ogromnym gmachem. Nad
wielkimi drzwiami wisiał na ścianie wielki
szyld z napisami po rosyjsku, których nie
umiał przeczytać.
Kazali mu wysiadać i po przejściu do
wielkiego holu od razu zaprowadzili do
piwnic, gdzie najpierw dokładnie go
zrewidowali. Potem szedł przez kilka
kolejnych odcinków korytarzy, oddzielonych
drzwiami, przy każdych stał uzbrojony
wartownik, w pełnym rynsztunku i w hełmie.
Nie byli to jednak wartownicy NKWD, lecz
Armii Czerwonej. W końcu wprowadzili go do
dużej sali bez okien, oświetlonej wewnątrz
silnymi lampami elektrycznymi. Na ścianie
wisiały wielkie portrety – wyżej Stalina i
Lenina, a pod nimi mniejsze jakichś trzech
generałów sowieckich.
Na drugiej ścianie wisiał jakiś czerwony
transparent z hasłem, ale nie umiał
odczytać tekstu po rosyjsku. Podprowadzili
go do dużego stołu nakrytego
ciemno-czerwonym lub nawet brązowym suknem,
zdjęli mu kajdanki i kazali usiąść pomiędzy
dwoma uzbrojonymi żołnierzami Armii
Czerwonej, podczas gdy z tyłu za nim
usiedli czterej żołnierze z eskorty NKWD,
którzy go tu przywieźli, a których wkrótce
odesłali gdzieś do innego pomieszczenia. Po
kilku minutach weszli trzej oficerowie,
których rangi nie umiał dokładnie
rozróżnić. Ten, który usiadł pośrodku
naprzeciw niego, był chyba majorem,
najwyższy rangą pośród wszystkich obecnych.
Obok niego siedzieli po obu stronach
kapitan i porucznik, przy czym kapitan był
także tłumaczem, a porucznik sekretarzem,
zapisującym protokół z przesłuchania.
Kilkanaście pierwszych minut zajęły
spokojne pytania, odpowiedzi i tłumaczenia
dotyczące jego personaliów, historii pobytu
w więzieniu i tym podobne wstępne rzeczy.
Major wyjął papierosy i zanim zapalił,
zaczął od poczęstowania – najpierw jego,
potem swoich kolegów oficerów. Napoczętą
paczkę położył na stole. Tadeusz odmówił
gestem wskazującym, że nie chce palić.
Wszyscy pozostali zapalili, po czym
rozpoczęło się stawianie nowych pytań i
dziwnych dla niego kwestii.
-My czegoś od ciebie potrzebujemy, co ty
możesz nam dać, a wtedy masz szansę tutaj
przeżyć. Twoja współpraca z nami zdecyduje
o twoim życiu lub śmierci. Czy chcesz z
nami współpracować, czy też decydujesz się
iść tam – tu major wskazał ręką w kierunku
podłogi, czyli ziemi – na co zresztą
zasługujesz, po swoim bandyckim zachowaniu
wobec naszych żołnierzy na terytorium
Związku Sowieckiego? - padło pierwsze,
niezwykle dziwne dla niego, a jednocześnie
bezczelnie kłamliwe pytanie.
Postanowił chwilę się zastanowić, zanim
udzieli odpowiedzi. Skoro to wszystko ma
mieć wpływ na jego życie lub śmierć, to nie
można pochopnie odpowiadać. Błyskawicznie
rozważył swoją sytuację: „Oni czegoś ode
mnie chcą, jeszcze nie wiem czego, co może
mnie uratować. Trzeba odwlec decyzję, póki
nie dowiem się, o co chodzi” – pomyślał.
-Jestem oficerem Wojska Polskiego, nigdy
nie prowadziłem żadnych działań przeciwko
waszym żołnierzom ani nie wydawałem żadnych
rozkazów …. – rozpoczął, ale kapitan
przerwał mu gwałtownie:
-Twoi podwładni zeznali, że kazałeś im
strzelać do naszych żołnierzy w lesie w
lubomelskim rejonie! – krzyknął na niego.
–Za to idzie się na stryczek!
-Nie wiedzieliśmy wtedy, że przed nami są
wasi żołnierze. Walczyliśmy z Niemcami,
którzy napadli nasz kraj. Wy też byście
walczyli, gdyby was napadli. Nie
wiedzieliśmy, że jest podpisana kapitulacja
naszego wojska, a myśleliśmy, że to byli
Niemcy – spokojnie kłamał Tadeusz.
Kapitan aż się poderwał, by coś znów
krzyknąć, ale major jednym ruchem ręki
uciszył go, zanim tamten zaczął. Major
podjął temat:
-Nie ma co wracać do tamtych spraw, możemy
iść dalej. Tamtym zajmują się nasi
towarzysze z NKWD. Tutaj w Kijowie jesteś
byłym oficerem byłego Wojska Polskiego.
Tacy jak ty są u nas właśnie sądzeni i masz
szczęście być tutaj, a nie tam, gdzie są
pozostali, byli oficerowie byłego Wojska
Polskiego.
Tadeusz nie wiedział, jak miałby rozumieć
to swoje „szczęście tutaj”, zrozumiał
dopiero po trzech latach. Gdy wybuchła
sprawa Katynia w kwietniu 1943 roku,
dotarło do niego, w jakim był wtedy
niebezpieczeństwie.
Wtedy poprosił jednak o papierosa i po
pierwszym i drugim zaciągnięciu się zapytał
spokojnie:
-Współpraca? – to znaczy co?
-Nasz wywiad ustalił, że twój ojciec,
Maksymilian Ciężki, uciekł do Rumunii we
wrześniu zeszłego roku. Potrzebujemy
ustalić, gdzie dokładnie jest i chcemy go
tutaj ściągnąć – odparł major. – Musisz nam
w tym pomóc.
Zdumiał się, ale nie pokazał tego ani przez
moment. Jego ojciec, Maksymilian Ciężki,
nie żył od czterech lat. Za swojego życia
nigdy nie był w wojsku polskim, choć służył
w armii cesarza Wilhelma II, aż do czasu,
gdy został ranny niedaleko Lille na
francusko-belgijskim pograniczu w 1915
roku. Zaraz po wykurowaniu w szpitalu
polowym wrócił do swojej młodej żony do
Nakła, by spłodzić swojego pierworodnego
syna, czyli jego, Tadeusza. Z powodu
wyniesionego z tamtej wojny kalectwa nie
służył już później w żadnej armii,
niemieckiej ani polskiej, był za to przed
drugą wojną polskim urzędnikiem w
starostwie w Nakle.
Tadeusz natomiast usłyszał kiedyś od swego
dowódcy o innym Maksymilianie Ciężkim,
kapitanie lub majorze z Warszawy lub
Poznania. „Czy to twój ojciec, a może
krewny?” – zapytał wtedy pułkownik M.
Zaprzeczył, ale obiecał, że rozpyta się w
swojej rodzinie, czy są może krewnymi.
Teraz sprawa wracała do niego w postaci na
pierwszy rzut oka dla niego kuriozalnej, w
tej dalekiej Ukrainie pod władzą
sowiecką.
Znów zaciągnął się dwa razy dymem, zanim
odpowiedział pytaniem:
-Chodzi o byłego majora byłego Wojska
Polskiego? Skoro wiecie, gdzie jest, czemu
go sami tu nie ściągniecie?
Odpowiedź była dla niego jeszcze
dziwniejsza, niż poprzednio zadane
pytanie:
-Nasze dowództwo czasem się także pomyli,
bo to są tylko ludzie. Dwa lata temu
rozwiązana została nasza siatka wywiadowcza
w Warszawie, przez co straciliśmy możliwość
przechwycenia byłego majora Wojska
Polskiego, twojego ojca, Maksymiliana
Ciężkiego. Teraz możesz nam pomóc naprawić
tamten błąd. Potrzebujemy twojego ojca, bo
musimy rozpoznać i rozpracować sprawę
szyfrów niemieckich, czym twój ojciec
zajmował się dotąd nieprzerwanie od
kilkunastu lat. (**)
-Wasi niemieccy sojusznicy nie mogą wam
udostępnić tych szyfrów? – spytał z głupia
frant, co spowodowało zniecierpliwienie
całej trójki oficerów sowieckich.
-Słuchaj, Polaku – wycedził major. -Możesz
uratować swoją własną skórę, pomagając nam
w tym, co jest nam potrzebne. Musimy
ustalić, gdzie jest twój ojciec i
sprowadzić go tutaj do Rosji.
Tadeusz Ciężki zaciągnął się ponownie dymem
i zabrnął w trzy kolejne pytania:
-Mam wydać wam swojego własnego ojca?
Żebyście go skatowali, tak jak mnie we
Lwowie i powiesili, co mnie tutaj przed
chwilą obiecaliście? Mam być Judaszem dla
własnego ojca?
Od razu zorientował się, że źle to
rozegrał, bo major walnął pięścią w stół,
wstał i odszedł na kilka minut do telefonu,
stojącego kilka metrów stąd w narożniku
sali. Nie słyszał dokładnie i nie rozumiał
rozmowy, za to serce zaczęło bić mu
gwałtownie w piersi. Tak, chyba to był jego
błąd, te bezczelne dla Rosjan jego trzy
pytania.
Major wrócił do stołu, ale nawet nie
usiadł, lecz zakończył ich rozmowę:
-Słuchaj, bokserze! – zwrócił się do
porucznika Ciężkiego. –Masz czas do jutra
rana, by zmienić swoją decyzję. Jutro rano
kapitan Andriej Romanowicz (wskazał na
siedzącego obok oficera) da ci ostatnią
szansę, byś mógł uratować swoją własną
skórę. Odprowadzić więźnia! –
zakomenderował do swoich żołnierzy i
wszyscy trzej oficerowie wyszli.
(*) OUN - Organizacja Ukraińskich
Nacjonalistów - organizacja
polityczno-militarna, powstała w 1929 roku,
działająca głównie na terenach wschodnich
II Rzeczpospolitej. Od września 1939 r.
działająca w konspiracji na terenach
przyłączonych i okupowanych przez
hitlerowskie Niemcy i Związek Sowiecki.
(**)„(…) głównym zadaniem [Maksymiliana]
Ciężkiego w czasie kampanii wrześniowej (…)
[była] troska o zachowanie sekretu złamania
niemieckich szyfrów oraz uratowania z
klęski kluczowego personelu, sprzętu i
wiedzy. W pierwszych dniach września w
lesie otaczającym ośrodek radiowywiadu w
Pyrach zostały zakopane części urządzeń,
których nie można było wywieźć. (…)
[Maksymilian] Ciężki pojawił się w
Bukareszcie 1 października, gdzie w polskim
konsulacie otrzymał nowy paszport”. Barbara
Ciężka i Marek Grajek „Maksymilian Ciężki
1898-1951”, str. 32, wyd. Fundacja Kultury
Zamek Gorków, Szamotuły 2008.
Komentarze (16)
Kawał historii zawarłeś w swojej prozie...
Pozdrawiam