Wizyta u fryzjera
Już za tydzień na wakacje się wybieram.
Że bałagan mi na głowie ciut doskwiera,
więc telefon do fryzjerki –
zadzwoniłam
i wizytę na godzinę zamówiłam.
Potem z pracy trochę wcześniej się
urwałam,
tramwaj, szybko na autobus. Zajechałam,
jeszcze tylko dwie uliczki, szyld na
płocie
łeb ostrzygę, zaraz będzie po kłopocie.
Tak myślałam - na myśleniu się
skończyło,
bo fryzjerki, pani Geni, dziś nie było
tylko kartka na tym płocie w krąg
ogłasza,
że zamknięte i na jutro się zaprasza.
Jakie jutro? Co za jutro? Nie dam rady,
bo dzisiejsze odpracuje się wypady.
Oj, nie będzie rada bardzo pani Genia,
jak usłyszy, co jej mam do powiedzenia!
Choć, nim znowu się wybiorę do fryzjera,
już popuści mi, co wzięła mnie, cholera.
Ostatecznie, w końcu w domu mam maszynkę,
porozmawiam sobie jutro z którymś
synkiem
(mają wprawę, chodzą łysi jak kolano
- raz od święta też się mogą zająć
mamą!)
i nie myśląc, co powiedzą ludzie obcy,
łeb na łyso niech mi zgolą moi chłopcy!
Będę świecić się, jak słonko, co go nie
ma
i nie powie nikt koło mnie "Co za
ściema!".
Nie jest to poezja,tylko wierszowanie, jak się nie spodoba, nic mi się nie stanie.
Komentarze (21)
Byłoby szkoda sosenko, mimo Twego poczucia humoru.
Hehehe, niedawno wstałam i na takie "dzień dobry"
humor :) Świetny, naprawdę! :)
Pozdrawiam i czekam na następne! :)
nie lubię rymowanych wierszy, ale ten jest bardzo,
bardzo fajny. :) Taki wesoły. :)
Pozdrawiam. :D
łysa mama, łysa sosna,
dwaj synowie i ja też na łyso,
kiedyś się ogolę, he, he ;)
Fajna scenka świetny opis ,wprawiłaś mnie w dobry
humor ,dzięki:)
Bez ściemy - całkiem fajna wierszowana satyrka...