Żebrak na własne życzenie
Miedzy polami, krętym bezdrożem,
wlecze się pewien Antoni.
Zgięty w połowie, iść już nie może,
z dala od wioski stroni.
Na horyzoncie mała zagroda.
cała się w słońcu rumieni.
Dzisiaj na dworze piękna pogoda,
zbliża się koniec jesieni.
Co będzie kiedy nadejdzie zima?
Mróz ściśnie ziemię w okowy?
Stary paltocik, już nie wytrzyma,
a nie ma grosza na nowy.
Kiedyś opuścił ten dom rodzinny,
już kości bolą na starość.
To jego wybór, nikt nie jest winny,
nie chciał być dzieciom ciężarem.
Być może nie był najlepszym dziadkiem,
na stole nie brakło chleba.
Teraz zapłacze czasem ukradkiem,
dzieciom się dziś nie przelewa.
Idzie poprosić, własnego syna,
podszyty wstydem i strachem.
By mógł zamieszkać, gdy przyjdzie zima,
z rodziną pod jednym dachem.
Przyszło mu prosić o kromkę chleba,
chociaż mieszkają tu dzieci.
Jemu zostało kawałek nieba
i słońce, co na nim świeci.
Komentarze (18)
Powrórzę,że każy chce się uczyć na własnych będach.
Ale taka nauka jest bolesna i droga. Wiersz dobrze
poprowadzony, czyta się płynnie.
Smutną starość opisujesz wróbelku i to jeszcze z
własnego wyboru?
no cóż i jaka starość czeka niektórych z nas wiersz
wymowny w swojej treści