znowu wiosna, jim
/popr./
hej jim. dziś rano wróciły żurawie.
rozpruły chmury - moja nagość wrosła
w puch, w pierwszą wiosnę, by cię tam
odnaleźć
wiesz, jim? najtrudniej było blisko okna
udawać radość z wiosennej zieleni
gdy rzeczywistość jak gąbka nasiąkła
czernią i żalem, co szyby okleił
fototapetą z kwiatami przy krzyżach,
chłodnym marmurem, gdzie daty, litery -
tyle na przemian oddala, przybliża.
bałam się słońca, ludzi i instynktów
które z łatwością odgrzewają w bliznach
głód, krew - kobiecą, grzeszną, pełną
krzyku
i estrogenów, pulsujących potrzeb
zwierzęco - ludzkich (jak kot mruczą
cicho)
tak, jim, przestałam być święta. lecz
dobrze
wiesz, że nie byłam ci nigdy wierniejsza
niż w tej sekundzie "przed" - zanim
rozłożę
uda i czuję szybkie bicie serca -
znajduję ciebie w obcym zapatrzeniu,
w uśmiechu, szepcie. czekam byś rozebrał
mnie po swojemu, jim, w iskrę się
zmienił
co w jego oczach zapali mi wiosnę
z tym intensywnie błękitnym odcieniem
Komentarze (17)
Naprawdę melancholijny kawałek. "znajduję ciebie w
obcym zapatrzeniu...". Podoba. :)
przepłynąłem poprzez bliskość wiosny aż do
niebezpiecznej intymności, Ciekawie to napisałaś.
Pozdrawiam