Życie po alkoholu
Dla wszystkich, którym alkohol namieszał w życiu.
Cześć! Jestem... Nie ważne, nie podam
imienia.
Dla nikogo i tak nie ma to znaczenia.
Jestem chłopcem... Wybaczcie, już
mężczyzną
i o moim okropnym życiu opowiem Wam
wszystko.
Nie szukam pomocy, współczucia i żalu.
Po prostu do siebie dojść chcę pomału.
Moja historia - opowieść przemocą zasnuta,
która być może bardzo zasmuca,
morał ma jeden, ważny, nieco smutny,
i nie powinien być on rezolutny.
Zacznijmy od początku...
Urodziłem się w dużym mieście, ba w
metropolii!
Na każdym kroku ludzie, wszechobecne
nekrologi.
Mijały dni i pomimo losu przeciwności,
w milionowej społeczności,
pomimo aborcji rządu w oczach mojej matki,
pomimo alkoholu, który niszczył nawet
kwiatki,
•Urodziłem się i żyłem, odrzucony,
niechciany,
nie dałem się wpleść do anielskiej
bramy.
Od dziecka na skraju, daleko od ludzi,
każdego to zmęczy, zniszczy zanudzi.
Alkohol w domu, pusta lodówka,
ciągła tułaczka, częsta głodówka...
Kilka wydarzeń, w myślach mi utkwiło,
mój pogląd na świat zupełnie zmieniło.
Do sedna, po pierwsze:
Ja, mały brzdąc w dziurawych skarpetkach,
pomarzyć mogłem jedynie o kredkach.
Cicho w zimnym kącie z pająkiem siedziałem,
w strachu bólu głodzie oczy zamykałem.
Rodzice, o ile nazwać ich tak mogę,
kieliszek z kolegami przechylali na
zgodę.
Na stole "Pan Tadeusz", tyle pamiętam
Do teraz do nazwy tej epopei, ciągle się
zniechęcam.
Mijały godziny, ja mały, zmarznięty,
patrzałem jak mój ojciec coraz bardziej
jest urżnięty.
W kącie po cichu zasypiając,
nuciłem sam sobie kołysankę...
Opowiadałem bajeczkę,
by od tej libacji uciec na chwileczkę.
W tej mojej bajeczce świat był
wspaniały!
Aniołki, zwierzątka, bardzo zostać w niej
chciałem...
Nagle huk! Nagle trzask!
Dookoła wódki blask!
Otwieram oczka, ciężkie powieki...
Na ścianie są już Pana Tadeusza świeże
zacieki.
Strasznie się boję, drżę każdym ciała
calem.
Zmoczyłem spodenki, no trudno...
Nie chciałem.
Wiesz, czego chciałem, drogi słuchaczu?
Nie powstrzymywać więcej swego płaczu!
Bo żadne dziecko, czarne czy białe,
nie powinno płakać tak,
jak ja płakałem...
Po drugie:
Minęło lato i sroga zima,
ile ja byłem w stanie wytrzymać?!
Miałem lat dziesięć, może dwanaście,
na ciele siniaków i blizn kilkanaście.
Ciągle zmarznięty i wychudzony,
pobity, smutny i zastraszony.
Wróciłem do domy, nie było libacji,
nie było też ojca, matki owacji.
Usiadłem na brzydkiej, starej kanapie
miejscu gdzie ojciec, co noc głośno
chrapie.
Rozejrzałem się, na lewo kuchnia, łącznie
dwa pokoje,
łazienka i okno, w którym często stoję.
I zawsze stojąc tam, rozmyślam sobie;
A może skoczę? Pojednam się z Bogiem?
Ale zaraz! Moment i chwila!
Niech w moim życiu nikt nie przegina!
Czy ja coś złego w życiu zrobiłem?
Czy to właśnie ja tutaj na śmierć
zasłużyłem?
Przecież to nie ja chleję alkoholu litry,
nie jestem brzydki, wredny i chytry!
To nie ja biję matkę i samego siebie!
Więc to nie ma mnie sąd czeka w niebie!
Dalej rozmyślam, smutno rozpaczam,
pełen werwy koło zataczam.
Nagle huk! Stuku puk!
Drzwi otwiera łomot, stuk!
To mój ojciec, narąbany,
znowu brudny, o naćpany!
-Synu - Tutaj bełkot do mnie mówi.
Pewnie znowu bić mnie chce, bo to
lubi...
Jednak nie! A to nowość, ojciec mówi ja go
słucham,
na me dłonie często dmucham.
I z tej całej penetracji, znów się kończy
na libacji!
Przecież powód do oblania,
urodzona córka z rana...
Dwa dni później przy kołysce stoję smutno,
moja siostro! Ty powinnaś mieć, najdroższe
w świecie
futro!
Dlaczego ty mała i bezbronna,
w dorosłość w alkoholu rodzinie
podążasz?
Ciii, malutka, nie płacz,
ja tutaj stoję...
I choć panicznie ojca się boję...
To cię obronię...
Po trzecie;
-dorosłem. Życie ułożyć musiałem, tylko
jak?
Moje myśli idą wspak.
Kim chcę zostać? Co ja chciałem?
Jaką drogę ja obrałem?
Na lewo głos, na prawo cios,
i co dalej, w którą stronę krok?
Chętnie bym uskoczył w bok.
Po czwarte;
W garść się wziąłem, żyć zacząłem.
I obrałem ścieżkę prawa,
żeby prosta była sprawa.
Po piąte;
Mijały lata, wciąż chlał mój tata.
Ja na życie zarabiałem, więc
oglądać go nie musiałem,
i tak tego nie chciałem!
Po szóste;
Teraz mam dom, samochód, żonę, rodzinę.
Wiem, że przy nich tak szybko nie zginę.
Oni kochają mnie, a ja ich kocham.
Teraz po nocach w kącie nie szlocham.
Jestem prawnikiem, wysokie rangi,
nieraz dostają na ramiona ciężkie życia
sztangi.
Ale podnoszę je, bo jedno mnie motywuje,
swoje myśli, tutaj zacytuję:
Zastanów się, jak często prawa dziecka są
łamane?
Na jakie smutki, te dzieci są skazane?
Ile trudu i cierpienia na co dzień
spotykają?
A ich rodzice chleją pod bramą!
Dlaczego gdy nas okradną, szukamy
winnego?
A gdy ich z bólu płacz słyszymy, to nie
pomagamy, kolego?
Dlaczego jesteście obojętni na ludzki ból i
cierpienie?
Jesteśmy ślepi, gdy wydają ostatnie z
siebie tchnienie?
Alkohol z każdego bestię zrobić potrafi,
dalej mnie to trapi...
Morał morałem, dojdźmy do końca:
-Czy to że moi rodzice nadużywali, oznacza,
że jestem gorszy?
-Czy to, moja wina, że oni tacy byli?
Moje życie bardzo zniszczyli.
Jednak nie powinniśmy brać na swoje barki,
alkoholu czy innych używek grzechów swojej
matki.
Czy to, że ktoś jest inny, oznacza, że
gorszy?
Niech każdy swoim sumieniem na to
spojrzy!
Szanuj człowieka, bo może kolego...
Jutro, za tydzień Ciebie spotka coś
złego.
A wtedy życzę Ci, by znalazła się osoba,
która pomóc będzie Ci gotowa.
Życzę Ci, abyś nie musiał przejść tyle co
ja,
gdy dzieciństwa, wódki zepsuł mi smak...
Życzę, byś każdego dnia,
nie musiał płakać tyle, co płakałem ja.
Proszę wybaczyć za ewentualne literówki. Wiersz, nie przedstawia moich przeżyć. Nie były one aż tak dramatyczne ;) Są to przeżycia + obserwacje.
Komentarze (32)
znam takiego...zdolny, inteligentny,
przystojny.....żona go rzuciła, prawo jazdy mu
zabrali,,, zpracy mu się kazali zwolnić, bo ciągle
pije...teraz go znowu przyjęli (kolega Dyrektora)
...ale jak nie wypije to go wszystko boli, na razie
pije po deczku...kazali mi go sprzedać ale mi go
żal...ale zaczyna fikać -- a może to Ty?
przejmująca jest Twoja opowieść z uwagą przeczytałam
Alkohol niszczy wszystko Pozdrawiam:)witam na
pokładzie Beja