BEZ KRUCHY
Podchodzisz spokojnie, rozmowę
zaczynasz,
Przechodzisz gdzie pusto i ręką sięgasz,
Po nóż który w Twej kieszeni siedzi,
By utkwił w ciele niewinnej postaci.
Podchodzisz do nie zamach już bierzesz,
Nóż pchasz mocno aż serce rozerwiesz,
Z oczyma za mgłą spogląda na Ciebie,
I łza z jej oka spływa po ciele.
Leży już martwa u stóp Twych krwawych,
Nie odezwie się więcej do żadnej
postawy,
Nie zapłacze więcej z radości czy
smutku,
Nie usłyszy nigdy „Kocham Cię
Kotku”.
Po dniach trzech jej pogrzeb nadchodzi,
Rodzina rozpacza i w żałobę wchodzi,
Nie może znieść wewnętrznego bólu,
Że już nigdy więcej nie ujrzą jej cudu.
Nagle w wejściu Kościoła Ty się
pojawiasz,
Podchodzisz do trumny i wieniec
składasz,
Patrzysz na twarze zalane łzami,
Widzisz jak cierpią i wzdychają sami.
Lecz o to chodziło, to radość Twoja,
Patrzeć na ludzi z postawy potwora,
Patrzeć na oczy zalane łzami,
Jak patrzą na dziecko otoczone wieńcami.
Teraz spójrz na swe ręce czarne,
Które to życie zabrały bezkarnie,
Niech oczy jej zawsze przed Twymi
widnieją,
Byś widział ją zawsze i jej krew wylaną.
Zabiłeś dziewczynę, niewinną duszę,
Na którą w trumnie teraz patrzeć muszę,
Zabiłeś ją z uśmiechem na twarzy,
I patrzysz spokojnie na trupa z twej
paszczy.
A teraz będziesz w piekle się palił,
Będziesz tam cierpieć i grzechy calił,
Może poczujesz się tak jak oni,
Gdy musieli na nią patrzeć w śmierci
odsłoni.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.