Inaczej niż zazwyczaj (4) - proza
Ostatnia część wigilijnego opowiadania. :)
Janeczka trzepotała się pomiędzy stołem, a
serwantką z zastawą. Podekscytowana i
zarumieniona. Małej trzpiotce jak zwykle
nie zamykała się buzia. Hanka roześmiała
się mimo woli i żartobliwie pacnęła małą po
plecach ścierką.
- Ty papugo! Jeszcze cię nie rozbolał język
od tego gadania? Lepiej pomóż mi wyjąć
makowiec z piekarnika, bo przypali się i
będzie czarna zwęglona gruda!
- Mamo, mamo!!! A wiesz, w tamtym roku u
wujka Janka były kluski z makiem! Pyszne!
Wiesz, taki makaron z mokrym makiem, z
migdałami i rodzynkami!
Hanka uśmiechnęła się na wspomnienie Janka
i Małgorzaty.
- Janeczko, weź słuchawkę telefonu. Pora
złożyć życzenia.
***
Małgorzata nie mogła uciszyć myśli. W
ubiegłym roku Janeczka obudziła w niej
tęsknoty - tęsknoty do przytulania własnego
małego szkraba, do głaskania jedwabistych
dziecięcych włosów. Do trzymania w swojej
dłoni rączek – pulchnych i ciepłych jak
poduszeczki. Odganiała te myśli jak
natrętne muchy. Przecież nareszcie ma z kim
zasiadać do stołu, ma komu zaparzać kawę,
ma z kim sprzeczać się o polityczne poglądy
w trakcie oglądania programów
publicystycznych. No i ma do kogo przytulić
się wieczorem, pomilczeć. A kysz, natrętne
myśli! I tak życie podarowało jej coś, co
zdawało się już być dawno bezpowrotnie
stracone. Więc musi to szczęście
pielęgnować i nie wydziwiać!
- Ciociu Małgosiu, ciociu Małgosiu! A mama
to chce zrobić z naszego makowca zwęgloną
grudę! A ja bym wolała te Twoje kluski z
makiem, ale mama nie umie, ja nie umiem...
I wcale tego zwęglonego nie chcę! I mama
prosi, żebyś dała przepis, a ja to bym
wolała, żebyś przywiozła. I żebyś też
przywiozła wujka Janka, bo on nie widział
jak urosłam, bo duużo jadłam: serów i
warzyw, i jadłam ryby i wszystko. I kanapki
też. A wujek to mówił, że mało jem i nie
urosnę! Przyjedź, ciociu i weź ze sobą
wujka i te kluski, plizz!
Hanka przerwała słowotok Janeczki, wyjmując
zdecydowanym gestem słuchawkę z jej dłoni.
- Małgosiu, Janeczka ma bardzo dobry
pomysł. I nie mam na myśli tych klusków.
Spakujcie najpotrzebniejsze rzeczy i
przyjedźcie do nas na Wigilię. Mała
trajkotka będzie szczęśliwa, ja też.
Nieduże to moje mieszkanko, ale pomieścimy
się. W końcu nie mieszkamy tak bardzo
daleko od siebie,a pociągiem podróż nie
trwa długo.
Janek mamrotał coś niewyraźnie o kolejnym
szalonym pomyśle równie szalonych niewiast,
o nieplanowanej podróży, szafie, którą
trzeba zmieścić w walizce, kosmicznej
ilości jedzenia w podręcznej torbie. Ale
pod nosem uśmiechał się nieznacznie na myśl
o roztrzepanej Janeczce, o jej dziecięcej
paplaninie i wiecznie poczochranych
włoskach. Ciekaw był też jak urządziła się
Hanka w "mysiej norce", jak nazywała swoją
nową kawalerkę ze ślepą kuchnią, z
zaniedbanymi przez poprzednich lokatorów
ścianami, podłogami i z łazienką w
rozmiarze lodówki. Ciekawe jak tam się
zagospodarowała, czy sobie radzi, bo jej
pensja żałośnie niska, a sporo opłat i
potrzeb, gdy wychowuje się samotnie
dziecko. Hanka nie miała nawet alimentów.
Uśmiech znikł, a jego miejsce zajął
niepokój i troska.
***
W domu Małego Dziecka nie zdołał ukryć łez.
Zerkał to na Małgorzatę, to znów na szeregi
łóżeczek, z których docierał rozdzierający
serce płacz niemowląt. Hanka wskazała im
adres placówki, gdy Małgosia wyznała, że
tęskni za dziećmi, że chciałaby, ale... że
biologiczny zegar, że nie uda się. Janek
milczał, nie zdradzając swojej opinii w tej
sprawie. Ale to milczenie wyrażało wiecej,
niż najgorętszy aplauz dla pomysłu siostry.
Gosia podchodziła do łóżeczek. Też
płakała.
Udali się do Ośrodka. Adopcja nie jest
prostą sprawą, ale właśnie szukają nowych
rodzin zastępczych. Małgosia i Janek
spełniają wymogi.
***
Kolejna Wigilia tętniła życiem. Tym razem
Hanka z Janeczką zawitały w domu Małgosi i
Janka. Obie ściskały na powitanie Karolka i
Jacka – bliźnięta, które właśnie kończyły
trzy latka i ufnie obśliniały policzki obu
nowych kuzynek. Na stole pachniał już
barszcz z uszkami, karp w galarecie,
kapusta z grzybami i kluski z makiem.
Pośrodku, na talerzyku, opłatek.
Przybyło zastawy. Przybyło radości i
nadziei, życiowych celów i dążeń,
realizacji marzeń. Ubyło złych wspomnień,
rozżaleń i smutku. A choinka roztaczała
blask – najbardziej magiczny z magicznych.
Najwartościowszy dla tych, którzy poznali
jego cenę.
THE END
Komentarze (49)
Zdrowych, Radosnych, Rodzinnych Świąt Bożego
Narodzenia, Samego Dobra na Nadchodzący Rok
dla Ciebie i dla Twoich Bliskich:
Cynamonowego Kaczora
i Nieznanego mi Smoka Looksora
życzy Arek :):):)
Rewelacyjna opowieść pozdrawiam serdecznie;)
*połączyłaś - uśmierciłam "ł" :)
no i fajnie to poączyłaś, bałam się, że ktoś umrze.
Uściski w klimacie świątecznym :)
Wzajemnie, Grażynko, dobrej nocy . :)
Dziekuje Ci za czytania :)
Piękne zakończenie, bardzo mi się podoba, Elu.
Serdeczności przedświąteczne ślę :)
virginio, bardzo mi miło i bardzo Ci dziękuję :)
Pozdrawiam :)
z przyjemnością przeczytałam, poprzednie również,
wciąga, czyta się jednym tchem,,pozdrawiam świątecznie
Zdziśku, mam koleżankę, przyjaciółkę jeszcze z
podstawówki, która przez wiele lat prowadziła
pogotowie rodzinne, a obecnie przeszła na rodzine
zastępczą. Bywałam i bywam u Niej, napatrzylam sie i
łezek naobcierałam... Mogłabym bardzo dużo na ten
temat... Chyba stąd zaczerpnęłam do finalu opowiadania
motyw. U Koleżanki miałam okazje poznać bliźnięta,
które wychowywały się za szafą - 5-ciolatki odebrane
rodzicom (to była bardzo głośna sprawa medialna swego
czasu). Nie sposób nie popłakać w takich chwilach.
Takie chwile rozmiękczają nawet najtwardszych
twardzieli.
Dziekuje za Twoje wspomnienie i raz jeszcze dobrej
nocy. :)
Pozdrawiam serdecznie, Zefirku :)
PS. Dodam coś z mego realu, tegorocznego. Łączy się
trochę z ostatnią częścią Twojej opowieści, Elu:)
"Czasem zasiadam w pewnej poważnej instytucji, w
czarnym paltocie. W trzyosobowym składzie
decydowaliśmy, na już ostatnim posiedzeniu, czy
zezwolić na pełną adopcję trzyletniej dziewczynki,
lekko niepełnosprawnej. O jej adopcję, od dawna,
starało się małżeństwo Włochów, bardzo miłych ludzi (
taka jest zasada - obcokrajowcy mogą się starać o
adopcję polskich dzieci, jeżeli nie są one z powodu
swojej niepełnosprawności... mają w Polsce mało szans
na adopcję).
Z pełnym przekonaniem zgodziliśmy się na całkowitą
adopcję... trzeba było widzieć szczęście Włoszki i
Włocha... i tej dziewczynki też, gdyż była" :)
Dobra, ok, starczy tej przedświątecznej ckliwości, bo
i mnie zaraz łezka się ukaże, a przecieżem twardy
chłop jest! :)
Z przyjemnością czytam przytulam pozdrawiam
Dziekuję Windstonie.
Wzajemnie życzę radosnych Świąt Bożego Narodzenia :)
Fajny koniec, miło mieć pióro w ręku wyprostować
zakręty życia...
:)
Grusz-elo
Za całość bardzo na TAK!
Plizz!
Przyjmij życzenia ciepła serdeczności w tych
wyjątkowych świątecznych dniach!
Ukłony!
Małgosiu, jest mi bardzo miło i bardzo dziękuje za
wskazówki i za czytanie, komentarze.
Dobrego wieczoru :)